.

.

niedziela, 7 października 2012

El número siete;

Możemy zastanawiać się dlaczego czasem zamiast poruszyć prawą ręką, coś ciągnie za sznurek tej lewej. Czemu tak się dzieje? Dlaczego tak trudno jest podjąć własną decyzję, a czasami jeszcze trudniej, gdy ktoś podejmuje ją za nas?

Na miejscu zjawiłyśmy się jako jedni z pierwszych. Nie wiedzieć dlaczego trochę się denerwowałam. W końcu poza piłkarzami, których bardzo dobrze znam, będą tutaj także inni. Skład drużyny nieco „ewoluował” odkąd ostatni raz bawiłam się z nimi na jednej imprezie. Malena trzepnęła mnie lekko w ramię. Oczywiście chciała mi dać do zrozumienia jaka jestem nierozumna. Przez całą drogę plotła mi na ucho, że nie mam się czym martwić, bo wszyscy są fantastyczni i nie tylko oni padną z wrażenia na mój widok, ale ja także będę pod bardzo dobrym wrażeniem i wszystkich polubię. Wierzyłam, ale mimo wszystko miałam gęsią skórkę. Tak wiem, moich reakcji nie da się pojąć. Możliwe, że tylko David nie wiedząc nic, gdyby mnie teraz zobaczył, to by od razu wiedział, że mam małe obawy. On niestety zna mnie praktycznie lepiej niż samego siebie. Chociaż czasami może to i nawet dobrze. Nie ma to jak dobry przyjaciel do wylewania smutnych i radosnych łez.
   Costa uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i pociągnęła mnie w stronę otwartych na oścież drzwi domu. Weszłyśmy, a wręcz wpadłyśmy do środka, robiąc nie małe zamieszanie. Momentalnie połowa, jak nie ¾ obecnych zwróciło głowy w naszą stronę. Wyprostowałam się, odruchowo poprawiając opadający na twarz kosmyk włosów. Malena mruknęła coś pod nosem, czego nie zrozumiałam, ale z pewnością dotyczyło to jej kolana, które w tej chwili masowała, dalej szepcząc coś do siebie. Zderzyła się ze ścianą. A właściwie jej kolano się zderzyło, ale chyba mniej więcej na jedno wychodzi, prawda?
   - Prawdziwe wejście smoka - usłyszałam nad sobą. Zatrzasnęłam drzwi i oglądając się za siebie z ulgą zauważyłam, że prawie wszyscy wrócili już do zabawy. W tłumie widziałam zaciesz Villi. Dojrzałam obok niego Xaviego, któremu z uśmiechem pomachałam i dopiero wtedy postanowiłam poświęcić uwagę osobnikowi, stojącemu obok mnie. Był wysoki, przystojny i delikatnie opalony. Uśmiechał się szeroko. Niepewnie odwzajemniłam gest, szukając pomocy Maleny. Dziewczyna wreszcie się ogarnęła i zerknęła na mężczyznę.
   - O, Alexis! - ucieszyła się. - Czy ty przypadkiem nie miałeś być w Chile?
   Alexis i Chile? Już wiem! Sanchez! Czyli to jeden z tych nowych piłkarzy w drużynie. Nate przy okazji jego transferu zgłębił całej naszej trójce jego biografię i stwierdził, że niezły z niego materiał. Oczywiście nie poświęcał uwagi jego partnerce, aby nie uszkodzić swojego zdrowia psychicznego jeszcze bardziej.
   - Heather - przedstawiłam się, wyciągając przed siebie rękę.
   - Ta słynna Heather? - zapytał, ściskając ją. - Alexis.
   - Słynna? - poziom mojego zainteresowania gwałtownie wzrósł. Niewiele rzeczy ciekawi mnie tak bardzo jak to, co kochani piłkarze o mnie opowiadają innymi.
   - Dużo o tobie słyszałem od Davida - wyjaśnił. - I w sumie od Xaviego też. Obydwoje często o tobie wspominali podczas treningów.
   - Boję się pytać co takiego opowiadali.
   - Same dobre rzeczy - zaśmiał się. Przeszliśmy do kuchni, gdzie znajdowało się paru piłkarzy. Przywitałam się ze wszystkimi. Bez problemu rozpoznałam w nich Gerarda, Andresa, Daniego i Victora. Obok drugiego z wymienionych stała kobieta, której w pierwszej chwili nie skojarzyłam, ale kochany Victor uświadomił mi, że to Ana. Pamiętałam ją jak przez mgłę. Dobrze widzieć, że ich związek wytrwał.
   - Poznałaś już nasze nowe ciasteczko? - zaczął Gerard z szerokim uśmiechem na twarzy.
   - Ciasteczko? To ty jesteś ogórkiem? - prychnęłam, wywołując u wszystkich obecnych salwę śmiechu. Jedynie sam zainteresowany stał z grymasem na twarzy, mierząc mnie ostrym spojrzeniem. - Uśmiech, Pique!
   - Już mu współczuję. Biedaczysko nie wie w co się wpakował... - westchnął, machając rękami, gdy próbowałam go przytulić.
   - Komu?
   - Nikomu, bredzi po alkoholu - odpowiedziałam za obrońcę i pacnęłam go w ramię. - Kiedy Fabregas ci o tym mówił, nie wspominał o byciu cicho? - warknęłam tak, żeby tylko on usłyszał. W odpowiedzi pokazał mi język.
   - Chciałem sprawdzić twoją reakcję - przyznał. - Na szczęście nadal jesteś tak samo dzika.
   - Sam jesteś dziki! - oburzyłam się, ale na próżno próbowałam powstrzymać śmiech. - Widziałeś gdzieś Cesca?
   - Po schodach na górę, a potem prosto na balkon - mruknął, całując mnie w policzek i tanecznym krokiem skierował się do salonu, skąd po chwili można już było usłyszeć jego głośny śpiew.
   - A Malenę ktoś widział? - spytałam pozostałych. Pokręcili przecząco głowami.
   - Jakby coś powiedzcie jej, że ma działać.

W domu obrońcy Barcelony bawiła się cała drużyna razem ze swoimi partnerkami, bądź też samotnie co wyznawał sam organizator. Kręcił się wokół wszystkich, proponując co minutę nowe drinki. Razem z Maleną siedziałyśmy w kuchni obok Daniego, który sprawiał wrażenie jakby urodził się do przyrządzania pysznych napojów.
   - Kochanie, ale to nie trucizna - mruczał pod nosem za każdym razem, gdy ktoś odmówił skorzystania z jego specjałów.
   - Alves, opanuj się. Już wszyscy wiemy czym będziesz się zajmował po przejściu na emeryturę.
   - Płodzeniem dzieci?
   - Swoje już spłodziłeś!
   - Wcale, że nie! Mam bardzo mało dzieci...
   - Niektórzy mają mniej od ciebie i nie marudzą - zauważyłam inteligentnie. Przytaknął aczkolwiek nie mam pewności czy to było odnośnie moich słów czy zastanawiał się czego jeszcze brakowało w stojącym na blacie kubku.
   - Bo inni nie mają instynktu macierzyńskiego.
   - W szczególności faceci, Alves - zauważył Cesc, pojawiając się nagle obok mnie.
   - Siedź cicho, Fabregas. Przypomnę ci jak się zakochasz i...
   - Za późno - stwierdził, nachylając się nade mną i całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się uroczo, a chwilę później obejmował mnie już w pasie. Mogłabym tak trwać wieczność.
   - Idźcie sobie - mruknęła Malena, wręcz wypychając nas z pomieszczenia. Sama podeszła do obrońcy i wręczyła mu jeden z kubków.
   - Lena wczoraj zostawiła mu papiery rozwodowe - wytłumaczył Cesc, gdy wcisnęliśmy się już pomiędzy tańczące pary. Zauważyłam w rogu pokoju Pinto i Davida, którzy standardowo zajmowali się muzyką. Przytuliłam się do bruneta i myślałam nad tym co powiedział.
   - Dlaczego się rozwodzą? - Nie znałam jej zbyt dobrze, ale wybornie bawiłam się na ich weselu i chociaż zamieniłam z nią wtedy góra dziesięć słów plus życzenia na samym początku, wydawało mi się, że jest idealną dziewczyną dla Daniego. Patrząc na nich miałam wrażenie, że są stworzeni dla siebie. Ten wyraz twarzy, kiedy na siebie patrzyli mówił, że się kochają i żyją dla siebie, a nie to, że za kilka lat się rozwiodą i znienawidzą.
   - Coś się popsuło. Dani nie jest zbyt rozmowny, jeśli chodzi o rodzinę. Dobrze wiesz, że woli się uśmiechnąć i poudawać, że jest dobrze niż przyznać, że życie mu się wali.
   - Spróbuję z nim potem porozmawiać - szepnęłam, ale niepotrzebnie. Cesc i tak pewnie wiedział od samego początku naszej rozmowy, że będę chciała to zrobić.

Wyszłam na taras, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zastałam Daniego. Pochylał się nad barierką. Na podłodze stały trzy, jak przypuszczałam, puste butelki po piwie. W jednej chwili chciałam się wycofać, bo mimo tego co powiedziałam wcześniej, za bardzo nie wiedziałam jak mam się zabrać do rozmowy z nim. Bo niby jak mam pocieszyć faceta, który za kilka tygodni straci rodzinę? A w dodatku nic nie może na to poradzić? Może nie wyglądało, ale temu piłkarzowi zależało przede wszystkim na bliskich. To im dedykował każdy wygrany mecz, każdą udaną akcję czy strzelonego gola, które też czasami się zdarzały. To do nich, swojej żony i dzieci, wracał po każdej sjeście po wygranym meczu. To oni go napędzali do dalszej gry, do zdobywania trofeów, do bycia dobrym, ba!, świetnym piłkarzem. A teraz ich traci.
   - Jeśli przyszłaś mnie pocieszać, to nawet nie próbuj – odezwał się, na co mimowolnie przystałam. Nie widział mojego skinienia głową, ale z pewnością wiedział, że sama nie lubię słuchać głuchych obietnic bez pokrycia. Owszem, mogłabym mu powiedzieć, że będzie dobrze. Ale do cholery przecież nie będzie! - Życie mi silę wali, czaisz? Wróciłem wczoraj do domu i zamiast śmiechu dzieci oraz obecności Leny, zastałem białą kopertę na kuchennym stole. A w niej papiery, które miałem ochotę podrzeć i wrzucić do kominka...
   Nie wiedziałam co powiedzieć, toteż jedynie podeszłam bliżej i oparłam się o barierkę. Zerknął na mnie z ukosa, kręcąc głową.
   - Masz szczęście, bo nigdy nie będziesz musiała przez to przechodzić – zaczął, przenosząc ciężar ciała na ręce, które spoczywały na chłodnej, metalowej rurze. Spojrzał przed siebie, w ciemności spowijające ogród. - Fabregas nigdy cię nie zrani – dodał, jakby nie miał pewności czy zrozumiałam sens jego słów. Westchnęłam i teraz to ja pokręciłam lekko głową.
   - Skąd masz taką pewność? - spytałam. Chciałam wierzyć w to co powiedział, ale nigdy nic nie dzieje się w stu procentach tak jakbyśmy chcieli. Nie wiem jak będzie wyglądać nasza przyszłość. - Może się wydarzyć wszystko.
   - Ale nie zmienić. Uczucia pozostają na zawsze.
   - Właśnie, że zmienić może się najprędzej – wyszeptałam. - Tak samo jak uczucia Leny, tak samo mogą się zmienić uczucia każdego.
   - Czy mi się wydaje czy przyszłaś mnie tu pocieszać, hm?
   - Wybacz – weszłam mu praktycznie w słowo.
   - Cieszę się, że nadal lubisz poprawiać gafy. Jasne, że uczucia się zmieniają. Czasem nawet tego nie zauważamy. Jak ja, skończony naiwniak.
   - Jesteś dla siebie za ostry.
   - Wolałabyś, gdybym rzucił ci się w ramiona z płaczem i użalał się nad tym co się stało?
   - Nie to miałam na myśli! Po prostu nie oceniaj faktów zbyt pochopnie. Poza tym Alves, jesteś pijany. To zdecydowanie nie ułatwia myślenia.
   - Nabrałem wprawy. Trzy piwa były w stanie mnie zwalić z nóg sześć lat temu, kiedy nie potrafiłem zrobić nawet marnego martini – zaprotestował. - Może nie miałem racji co do uczuć, ale w sprawie Fabregasa się nie mylę – mruknął, uśmiechając się szeroko. No to wrócił stary, dobry Dani!
   - Coś jeszcze zmieniło się od naszej ostatniej wspólnej imprezy – stwierdziłam mocno go przytulając. Udawał przez moment, że próbuje się wyrwać, ale później poczułam jak mnie obejmuje. - Ludzie, którzy cię nie znają tego nie widzą. Wydoroślałeś. Jesteś odpowiedzialniejszy.
   - Musiałem. W końcu nie mogłem być dzieckiem, sam mając dziecko, no nie? - zaśmiał się. - Mogę to samo powiedzieć o tobie, panno Montenegro. Bez zwątpienia jesteś doroślejsza niż ostatnim razem i silniejsza.
   - Los dał mi niezłego kopa, więc musiałam się czegoś nauczyć, żeby mu go oddać, no nie? - westchnęłam, na co zareagował histerycznym śmiechem. Poszłam w jego ślady i śmiejąc się, wkroczyliśmy do salonu, gdzie zabawa dalej szła w najlepsze.
   Od razu zostaliśmy wciągnięci w wir tańca. Gerard stał na środku pokoju, starając się przekrzyczeć muzykę. Za nim stał szeroko uśmiechnięty gospodarz, naśladujący jego szalone ruchy i wymachy rękami. Malena siedziała na kanapie, obok mojego kochanego przyjaciela. Rozmawiali o czymś zażyle. Z tej ciekawości jaki temat ich połączył, zostawiłam obrońcę na środku salonu i skierowałam się w ich stronę. Dani po chwili dołączył do bawiących się kolegów i w tej chwili miałam już stuprocentową pewność, że odgonił na ten czas swoje smutki.
   Podchodząc do rozmawiającej dwójki zauważyłam, że dziewczyna mimo uśmiechu i przytakiwania na słowa napastnika, cały czas przypatruje się szaleństwom Carlesa.
   - Wypalisz mu dziurę w czole - krzyknęłam jej do ucha, na co dostałam spojrzenie pełne politowania. Od Davida również.
   - Jesteś po prostu zazdrosna - stwierdzili zgodnie, wypowiadając to niemal, że w tym samym czasie. Zaśmiałam się, wciskając się pomiędzy nich.
   - Będąc już przy mojej zazdrości. Gdzie jest Cesc?
   - Ostatnio widziałem go razem z Pique, ale chyba się zgubił - stwierdził z rozbrajającym, głupim uśmiechem i wręczył mi jakiegoś drinka. Upiłam trochę i wstałam.
   - Idę go poszukać - oznajmiłam na odchodne. Moje plany zostały zaprzepaszczone, bo po drodze zostałam wciągnięta pomiędzy piłkarzy przez Victora. Uśmiechnął się od ucha do ucha, okręcając mnie wokół mojej prywatnej osi. Chwilę później poczułam jak Pinto zabiera mi z ręki kubek i już na dobre utkwiłam z nimi. Śmiejąc się, stanęłam na palcach i próbowałam zmusić bramkarza do manewru, który sam zaoferował mi sekundę wcześniej. Średnio, bo średnio, ale mi się udało. Oczywiście musiał się znacznie skulić, żebym nie trzepnęła go ręką w głowę.
   - Widziałeś Fabregasa? - spytałam, korzystając z tego, że z głośników poleciała wolniejsza piosenka. Spojrzał za mnie, bez żadnego ostrzeżenia okręcił mnie o sto osiemdziesiąt stopni, a ja straciłam panowanie nad swoimi nogami i wpadłam w czyjeś ramiona. Wystarczył zapach, który wdarł się w moje nozdrza, żebym wiedziała w czyje.
   - Pozwolisz? - zapytał, cofając się o krok do tyłu i lekko się kłaniając. Dygnęłam ze śmiechem, przyjmując jego dłoń. Równocześnie dostrzegłam, że Malena nie zajmuje już miękkiej sofy obok Davida. Oczywiście tańczyła w drugim końcu pokoju z Carlesem. Jestem z nich dumna!
   - Rozmawiałam z Danim - odezwałam się po długiej chwili.
   - Widzę. Działasz cuda - przyznał, okręcając mnie dobre trzy razy, a ja poczułam, że jeszcze raz, a moje nogi stworzą plątaninę i wyląduje jak długa na podłodze, po drodze zahaczając o piłkarzy.
   - Bardzo dobrze panujesz na nogami - uśmiechnął się delikatnie. Położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęliśmy się kołysać na boki. Widziałam tańczącego Davida z dziewczyną, której kompletnie nie kojarzyłam. Muszę naprawdę poczytać o związkach obecnych tutaj ludzi, bo Nate chociaż interesował się piłką nożną, to wolał nie oglądać partnerek graczy. Tłumaczył to zazdrością, która go zżerała od środka. Fakt, piłkarze otaczali się pięknymi kobietami. Nie żebym miała specjalnie na względzie własną osobę.
   - Idziemy na spacer - zaproponowałam. Na szczęście wszyscy byli tak zajęli sobą, że wymknęliśmy się na taras bez problemu. A stamtąd przez ogród i po okrążeniu domu, znaleźliśmy się na ulicy przed budynkiem. - Centrum?
   - Centrum - zgodził się, obejmując mnie ramieniem. Puyol na pewno będzie miał pretensje, że zwinęliśmy się z jego imprezy, ale w sumie facet powinien się już do tego faktu przyzwyczaić. Szokować go to mogło dawno temu, kiedy zniknęliśmy niespodziewanie pierwszy raz, ale nie teraz.
   - Dani jest przekonany, że nigdy mnie nie zranisz - szepnęłam.
   - A ty jak uważasz? - zainteresował się, obracając mnie twarzą do siebie. Staliśmy na chodniku, kilka metrów od domu Carlesa. Westchnęłam przeczesując dłonią jego włosy. Uśmiechnął się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Bez zastanowienia go odwzajemniłam.
   - Będziesz skończonym idiotą, jeśli spróbujesz.
   - Wszyscy wiemy, że jestem mądry.
   - Mądry na swój sposób - zaśmiałam się, odpychając go na długość ramienia. Pokręcił przecząco głową i zanim się obejrzałam niósł mnie na rękach. - Cesc! Odbiło ci? Postaw mnie...
   - Jestem skończonym idiotą, bo słucham kobiety - westchnął, spełniając moją prośbę po kilkunastu metrach. A potem rzucił się do biegu, bo wiedział doskonale, że nie przepuszczę mu tych słów.


   Od razu po naszym powrocie zostałam wciągnięta do szalonego tańca. Kiedy cudem udało mi się wyrwać po kilku piosenkach w towarzystwie Xaviego, Davida i Gerarda wyszłam z salonu i w kilka sekund pokonałam schody, a następnie korytarz na piętrze. Pokój z balkonem, w którym podejrzewałam, że będzie Cesc, znajdował się na samym jego końcu. Weszłam do środka, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Przez otwarte drzwi balkonowe do pomieszczenia wdzierał się chłodny, ale przyjemny wiaterek. Ujrzałam sylwetkę piłkarza, siedzącego na poręczy, plecami do mnie. Zrobiłam kilka kroków przed siebie. Odwrócił się w chwili, gdy zamierzałam objąć go od tyłu i zasłonić oczy swoimi dłońmi.
   - Zrobił się z ciebie samotnik czy mi się wydaje?
   - Taki malutki - odparł z uśmiechem, zeskakując na podłogę. Na dole przy basenie Dani wywijał kijem od szczotki przy okazji głośno coś podśpiewując. Nie miało to nic wspólnego z piosenką, która obecnie leciała w salonie, więc podejrzewam, że było to jego świętowanie wygranej z Thiago. Niefortunnie uderzył szczotką pana wcześniej przeze mnie poznanego. Spowodował tym jego potknięcie się o drugi kij leżący na trawie, a w efekcie tego wpadnięcie do wody. Pociągnął za sobą niczego nieświadomego Thiago. Dotarło to do niego dopiero, gdy zanurzył się całą głową pod wodą. A Dani? Płakał ze śmiechu, dalej bawiąc się swoją drewnianą zabawką.
   - Na serio mi tego brakowało - westchnęłam. - Nate też świrował, szczególnie po powrocie z imprezy, ale Daniego nigdy nie przebił.
   - Bo Daniego nie da się przebić, nie wiesz? Wielu próbowało, ale wszyscy polegli.
   - Trochę się zmieniło od ostatniej naszej wspólnej imprezy.
   - Nasza dojrzałość?
   - Chyba moja, Cesc - mruknęłam, pokazując mu język. - Ludzie. Na razie poznałam tylko Alexisa, który właśnie się topi w basenie, a Dani chce go wcisnąć na dno tym swoim kijkiem. Po wielkim wejściu jakie zaliczyłyśmy z Maleną wszyscy oblegli nas, a ja stwierdziłam, że większości nie kojarzę. Być może znam, ale nie na tyle, żeby w rozmowie nadać im jakieś imiona. Tym bardziej ich prawdziwe imiona. Bo co trudnego w podejściu do kogoś, ochrzczeniu go jako Luis i zaczęciu przyjemnej rozmowy?
   - Nic poza tym, że tylko ty mogłabyś na to wpaść - stwierdził. - I zrobić to z taką łatwością, jakby to było smarowanie kanapki masłem orzechowym.
   - Mówisz, że nie podszedłbyś do Daniego i nie nazwał go Mickey Mouse?
   - Daniego pijanego czy Daniego trzeźwego?
   - A jest jakaś różnica?
   - Ogromna. Pijany Dani nie będzie tego pamiętał następnego dnia.
   - No to śmigaj na dół i do dzieła.
   - Ja idę do Daniego, a ty do Alexisa. Musicie jakoś porządnie zacząć znajomość - wyszczerzył się, prowadząc mnie na korytarz.
   - Uważaj, żeby cię nie trzepnął kijem.
   - Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał, zatrzymując mnie w drzwiach. Zdziwiłam się, bo w tej chwili ani trochę go nie rozumiałam. - Na przykład zasugerować to jak wyglądam po wyjściu z wody.
   - Seksownie i w tym problem, Fabregas - uśmiechnęłam się uroczo.
   Po drodze zajrzałam do łazienki, skąd zabrałam pierwszy lepszy ręcznik i pobiegłam za dom, do mokrego Alexisa.
   - Alves to niebezpieczne zwierze - zaśmiałam się, siadając z nim na trawie.
   - I nieobliczalne. W jednej chwili śmieje się razem z tobą, a w drugiej popycha cię do basenu.
   - Za jego rozumowaniem nie nadążysz, ale z czasem nauczysz się przewidywać co wymyśli za pięć minut - pocieszyłam go, próbując sobie przypomnieć jakim szaleństwem przywitał mnie obrońca, kiedy go poznałam, ale to było tak dawno, że w sumie miałam wrażenie jakbym znała go od dziecka.
   - Jego ruchy także? - pytał, kiedy wstawaliśmy. Skinęłam głową.
   - Mój drogi Sherlocku Holmesie, detektywie wszech czasów. Dani to pestka, malutka pesteczka jabłka - poinstruowałam go, podnosząc głos, tak aby Cesc wszystko dokładnie usłyszał. Jeszcze by mi był potem w stanie zarzucić, że nie wywiązałam się z umowy!
   - Czy wy to słyszeliście? - wrzasnął Dani, biegnąc w nasza stronę. - Ten ulizany piłkarz od siedmiu boleści nazwał mnie jakąś mini myszą!
   - Nie mini tylko Mickey - wtrąciłam, ledwo panując nad śmiechem po dostrzeżeniu miny Fabregasa.
   - Może jeszcze spiskowaliście przeciwko mnie?!
   - Jestem pewna, że twoje córeczki uwielbiają Mickey Mouse - próbował nas wyratować piłkarz. Nieskutecznie.
   - Brakowało mi waszej dwójki. Jesteś najbardziej zakręconą dziewczyną piłkarza jaką znam - krzyknął. Całkowicie na złość nam drzwi tarasu były otwarte na oścież, a w salonie panowała cisza, bo Pique zabierał się do wygłoszenia jednej z tych swoich pouczających, inteligentnych przemów po spożyciu dużej dawki alkoholu.
   -  Co proszę? - wydukał Victor. Szedł w naszą stronę z puszką piwa, której połowę zawartości rozlał dopóki do nas dotarł. - Dlaczego niby ten marny podlotek wie, a ja nie? Nie lubisz mnie?
   Posłałam Cescowi bezradne spojrzenie. Jego mina wyrażała dokładnie to co moja. Nie miałam zielonego pojęcia jak się zachować, co powiedzieć. To prawda, że chcieliśmy ich poinformować, ale wcześniej ustalając dobór słów, a Dani postawił nas przed faktem dokonanym, a ja nie miałam ułożonej wypowiedzi na temat naszej gorącej miłości.
   - Skąd w ogóle wiedziałeś? - jęknęłam, zastanawiając się co powiedzieć zbierającemu się wokół nas tłumowi. Nie znałam połowy z nich. Poważnie. Wypatrzyłam wzrokiem Davida, który w towarzystwie Maleny i Carlesa również szedł do nas. Zatrzymali się za wszystkimi. Villa puścił mi oczko i z takim samym zaciekawieniem co reszta, czekał na wyjaśnienia. Jak ja go czasami nie znoszę!
    - Powinnaś raczej zapytać jakim cudem reszta się nie domyśliła! To było tak oczywiste jak to, że jesteśmy najlepszą drużyną świata czy, że zimą są święta Bożego Narodzenia - mruknął.
   - Pożałujecie, że ja nic nie wiedziałem - warknął Victor. Sekundę później byłam już cała mokra. A gdy minęła kolejna sekunda Cesc znalazł się obok mnie. Nie mogłam się nie roześmiać. Bo powiedzcie mi kogo jeszcze spotkało coś takiego? Może nie z naszej inicjatywy, ale wiedzą to, co chcieliśmy im na tej imprezie przekazać, a potem wylądowaliśmy w basenie.
   - Obiecuję, że jak stąd wyjdę policzę się z tobą, Valdes.
   - O tak. Musimy sobie porozmawiać. Co wy w ogóle sobie myśleliście? Jak mogliście mi nie powiedzieć? Jestem waszym przyjacielem czy nie?!
   - Ogar albo dno - krzyknął Cesc, a potem zanurkował pod wodę i pociągnął go za sobą. Uśmiechnęłam się i podpłynęłam do Davida. Nie wskoczył do wody i po wyrazie jego twarzy dało się stwierdzić, że myślał nad czymś intensywnie.
   - Co jest?
   - A co ma być?
   - Wydaje mi się albo jesteś jakichś przygaszony dzisiaj.
   - Nie myśl za dużo - westchnął, uśmiechając się lekko. - Wszystko jest OK.
   - Villa, nie oszukuj. Widzę, że coś się dzieje.
   - Raczej stało - szepnął.
   - To tym bardziej masz mi powiedzieć! A nie siedzisz, dąsasz się i mnie jeszcze w dodatku zbywasz! Tak się nie robi Villa, jasne?
   - Myślę o mojej rodzinie. Wiesz, o tym co było, a czego już nie ma.
   - Tęsknisz za Pattie, prawda?
   - Teraz już nie tak bardzo jak wcześniej. Ale czasami zbiera mi się na wspominanie. Wspólne popołudnia, weekendy, różne wyjazdy. Pamiętasz wyjazd do waszego domku w górach siedem lat temu?
   - Jak przez mgłę. Byłam wtedy wściekła na tatę, bo musiałam spędzić tydzień wakacji w twoim towarzystwie zamiast pojechać z klasą. Oświadczyłeś się jej wtedy.
   - Tak. Przez myśl mi nie przeszło, że obudzę się siedem lat później bez niej przy boku.
   - Oj, Villa. Dno? - skinęłam głową w stronę basenu.
   - Dzięki, wystarczy mi moje prywatne - mruknął, wstając. Poszłam jego śladem, ale nie po to, żeby skończyć zabawę na dzisiaj. Bez wcześniejszego ostrzeżenia, pociągnęłam go za sobą i wskoczyliśmy do wody.

~*~ 
 Jakiś taki dziwny. Mam wrażenie, że trochę namieszałam. To wszystko przez to, że pisałam każdy fragment osobno... Jak wy go ocenianie?  :)
W kolejnym dalszy ciąg imprezy. A dzisiaj dedykacja dla Izy. :P (ale to chyba nic nowego, ;)

16 komentarzy:

  1. Albo to przez to, że jestem chora, albo po prostu naprawdę nie napisałaś kogo ona przytuliła na początku ;P, albo przynajmniej ja nie pojęłam tego. No, ale nie ważne ;P. Tak, zawsze liczy się dobre wejście ;). Dziwnie tak iść na imprezę nie znając za wiele, chociaż patrząc po Twojej bohaterce, to jakoś nie jest zbyt nietowarzyska i chętnie by podeszła, aby poznać kogoś nowego, co tutaj widzimy ;). David to przyjaciel, którego czasem chciałoby się udusić, ale właśnie... nie potrafiłoby się ;). Czy to tylko złudzenie, czy na tej imprezie nie ma nikogo, kogo można by nie lubić?:D Wszyscy się wydają, tacy OK ;). No i dobrze, że Cesc uciekał, bo miał powód :P, ale i w odwrotnym wypadku pewnie byłoby tak samo. Dobrze jest umieć kogoś pocieszyć i właśnie nie robi się tego słowami, które często wydają się takie puste, nieprawdziwe, wręcz nierealne, które wcale nie pocieszają, a pociesza fakt wygadania się. Zawsze jest po tym lżej. A może tak zamiast czytać o ich związkach, wypytać o nie osobiście te osoby?;P Albo po prostu kiedyś wyjdzie kto z kim. Przecież to nie jest takie ważne. Przynajmniej dla mnie :D. Ja najbardziej z Twojego opowiadania lubię Davida ;D, takiego przyjaciela fajnie by było mieć ;). No i właśnie za nie powiadamianie ludzi o takich sprawach się wlatuje do basenu ;P, przynajmniej się wykąpali ;). A, co do niemiłych zdarzeń, to grunt, aby zapomnieć i się tym za bardzo nie przejmować, jeżeli wiemy, że nie można nic zrobić, aby poprawić sytuację ;). Pozdrawiam, Olka ;) granice-sprawiedliwosci

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :> Oj Dani Dani ty mój biedaku. Jak chcesz pocieszenia to czekamy ! :> A ty Victor się tak nie oburzaj. Czasami lepiej nic nie wiedzieć :D Czekamn na dalszy ciąg. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;* rozdział świetny ;)David <3, takiego przyjaciela chce mieć ;). Fajnie jak wlatuje się do basenu ;P, przynajmniej się wykąpali ;)czekam na nowy ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybrać się na taką imprezę, jak Twoja bohaterka, to coś naprawdę szalonego, zwłaszcza jeśli licząc Davida jako szalonego przyjaciela, co jest bardzo pozytywne ;)). A darmowa kąpiel zawsze się przyda, bez względu na okoliczności, czyż nie? :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział fajny. No i nie wiem czemu, ale jakoś mi się nie widzi ten związek Heather z Cesciem... To tylko moje spostrzeżenie. Przemyślenia Davida? Prawda czy zmyłka dla przyjaciółki?
    Czekam na więcej ! ; )

    Ps. Zapraszam na nowy rozdział na: http://imposible-sin-vosotras.blogspot.com/ :) Liczę na opinię zawartą w komentarzu ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Odcinek przeczytałam tak jak obiecał. Rozdział był cudowny :D
    Malena i Heather miały cudne wejście na imprezę. Zapewne od razu zwróciły ogólne zainteresowanie ze strony piłkarzy.
    Nasza główna bohaterka poznała Alexisa. Skoro poznała "ciasteczko" to poznała wszystkich :P Zabrakło mi może w tym wszystkim Messiego, który by rozgonił towarzystwo latając z flagą Argentyny :D
    To była taka dygresja wyżej, więc sama rozumiesz :D Normalnie się uśmiałam, jak Czesław miał prawie focha, że słucha kobiety. Jednak ON powinien być z tego dumny, bo słucha swojej jedynej, ukochanej kobiety. Powinien ją na rękach nosić, a nie strzelać piłkarskie fochy xd
    Ogromnie się cieszę, że Dani porozmawiał z Heather. Ona ma dar pocieszania innych. Może właśnie niej sam Dani nie będzie podchodził do siebie tak krytycznie i zrozumie, że mimo rozwodu nadal będzie miał wspaniałe dzieci (nie pamiętam ile tam ma. Wybacz :*). Zawsze będzie dla swoich brzdąców najwspanialszym tatą na świecie :D
    Końcówka powalająca. Dani to jednak odwala numery i ma siłę :P Topić biednego Sancheza kijem to tylko Dani potrafi. No i Villa, który ma "dni smutku". Troszkę mi żal El Guaje, bo facet naprawdę mocno przeżywa ten rozwód.
    Reasumując powiem, że w niezły sposób dowiedzieli się o ICH związku. Nie ma to jak być dyskretnym w rodzinnej atmosferze piłkarzy :D
    Dziękuję za dedykację, o której w ogóle nie wiedziałam :D A tak na serio to dziękuję, dziękuję za dedykację, bo sprawiła mi ona wielką radość.
    Czekam na nowy.

    p.s. Mam nadzieję, że odcinek następny będzie dłuższy, bo za szybko przeczytałam ten aktualny :P

    OdpowiedzUsuń
  7. moze i troche namiesznay, ale da sie zrozumiec ;p wiec spokojnie;d jestem ciekawa co bedzie dalej xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach swietny rozdzial, wspaniala impreza. Bylo tyle ciekawych watkow, ze nie wiem ktory najbardziej mi sie spodobal :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Imprezy z FCB są najlepsze! :D Dani rozwala każdego haha :D Jednak ta ostatnia scena jest taka smutna.. Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  10. To znaczy , że imprezy jeszcze nie koniec ? hahaha tak się wkręciłam , że będę udawać , że się upiłam. Szkoda mi Alvesa , ale z tym tekstem ze wydoroślał przesadziłaś bo DANI ALVES zawsze będzie dzieckiem. Może w ósemce coś o słdokiej parce Puyolu i Malenie? czekam niecierpliwie , pozdrawiam. Relampago

    OdpowiedzUsuń
  11. Biedny David... Mam nadzieję, że spotka kogoś i odnajdzie szczęście. A barcelońska impreza świetna xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahaha. Nie ma to jak impreza z piłkarzami Barcelony, dużo się dzieje, wszyscy szaleją, a ty nie wiesz, czy się śmiac czy może płakać. Podczas takich imprez Piłkarze FCB są jak malutkie dzieci, a najbardziej to chyba Dani, który już nawet za miotłę się bierze. Co to alkohol robi z człowiekiem :D Najlepsze jest to, że większość nie pamieta, co robiła poprzedniej nocy xD
    Widać, że u Daniego i Davida jest nie zaciekawie. Obije tracą rodziny. Jeden się rozwodzi i drugi. Miłośc czasami po prostu wygasa i drugi człowiek nie jest w stanie nic z tym zrobic. Czasami po prostu trzeba wierzyć, że będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ooj tak, też się zastanawiam czasami, co ci fryzjerzy robili na matmie xd
    co do opowiadania, to powiem Ci, że piszesz świetnie :) aż chce się czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  14. oooj tak, dokładnie! :D pamiętam, jak miałam włosy takie dłuższe już (tak trochę mniej niż połowa pleców), poszłam do fryzjerki podciąć końcówki, a ta mi obcięła włosy do ramion. popłakałam się prawie... :/

    OdpowiedzUsuń
  15. szkoda, że nie istnieje żadne ubezpieczenie od fryzjerek, bo myślę, że niektóre zbankrutowałyby szybciej, niż zaczęłyby interes ;p

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie, nie namieszałaś, ja wszystko zrozumiałam. ;) No mają rację, nieładnie tak ukrywać przed przyjaciółmi, że jest się parą. xD Co do Daniego, to strasznie mi go szkoda, okropnie lubię tego zawodnika. <3
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń