.

.

piątek, 31 sierpnia 2012

El número cinco;


Co boli bardziej? Złamane obietnice czy złamane serce?

Siedziałem w kuchni przygotowując śniadanie. Obserwowałem jak gotująca woda podnosi się i opada w moim stylowym, zielonym czajniku i myślałem. Cały czas na nowo przypominałem sobie to co się miało wydarzyć kilka lat temu, bo po dwóch słowach, które wczoraj wieczorem usłyszałem od Heather wszystko zaczęło się wydawać absurdalne. Nie mogłem uwierzyć, aż takiej fałszywości Rios. Moje zdanie na jej temat wywróciło się o 180 stopni w momencie, gdy dotarło do mnie to co zrobiła, ale mimo wszystko, pewnie tak samo jak jej kuzynka, nie rozumiem co skłoniło ją do kłamstwa. Takiego kłamstwa! No bo wbrew wszystkiemu zdradę da się wytłumaczyć. Tym bardziej, że to miała być gorąca miłość, której nie da się ujarzmić. Ale jak wytłumaczyć takie kłamstwo? Kłamstwo, którego zadaniem było jedynie zranienie. Jak kłamanie w dobrej sprawie jeszcze jestem w stanie zaakceptować, to czegoś takiego nigdy. Brzydzę się kłamstwem i sam staram się zawsze być szczery.
   Podskoczyłem na dźwięk, który miał oznaczać wrzątek w moim zielonym czajniczku. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Zaparzyłem dwie herbaty, owocową dla Heather i zwykłą, czarną dla mnie. Gdy wszystko stało już ładnie na stole, stwierdziłem, że najwyższy czas iść zajrzeć do pokoju, w którym śpi dziewczyna.
   - Czego się tak skradasz do mojego pokoju? - spytała. Otworzyłem szerzej drzwi i zamiast śpiącej dziewczyny w łóżku, zobaczyłem w nim pustkę. Odwróciłem się. Stała na przeciwko mnie. Nie uśmiechała się, ale była w zdecydowanie lepszym stanie niż wczoraj. 
   - Twojego? Zamieszkasz ze mną? - podniosłem jedną brew do góry, czekając na odpowiedź. Bardzo przypadłaby mi ta decyzja do gustu. Nigdy nie lubiłem mieszkać samotnie. Przez ostatnie lata po domu latały dziewczynki. Była też Pattie. Czasami mam wrażenie, że za nią tęsknie, ale tak naprawdę brakuje mi obecności kogoś bliskiego. A kimś takim niezaprzeczalnie była moja była żona. Brunetka skinęła lekko głową, uśmiechając się przy tym lekko. Odwzajemniłem gest, z tym że mój był znacznie szerszy. Tak gdzieś na pół twarzy. Dopiero w tej chwili rzucił mi się w oczy jej strój. - Byłaś w moim pokoju? - syknąłem, obracając ją, żeby się lepiej przyjrzeć rzeczom, które ma na sobie.
   - Nie pierwszy raz Villa. Swoją drogą muszę ci pogratulować, bo zrobiłeś znaczne postępy w doborze garderoby. Nie wiem czy to zasługa dobrego oka Patricii, bo wiesz, zawsze powtarzałam, że ta dziewczyna ma niezły gust, czy sam za to odpowiadasz, ale jestem dumna z tych zmian. Twoja szafa przedstawia o wiele lepszy obrazek niż kilka lat temu.
   - Jasne. Jak to dobrze usłyszeć miłe słowo na dzień dobry od przyjaciółki - prychnąłem. Strzepnęła moją rękę ze swojego ramienia i uśmiechnęła się niewinnie.
   - Czy tobie ktokolwiek i kiedykolwiek dogodził? - westchnęła teatralnie przewracając swoimi pięknymi oczętami. Zaśmiałem się, obejmując ją ramieniem. 
   - Parę razy - mruknąłem, ciągnąc ją po schodach na dół. Przez myśl przebiegło mi, że może łatwiej by było, gdybym ją wziął na ręce, przynajmniej prędzej byśmy się znaleźli na dole, ale wolałem nie dostać opierdolu z samego rana.
   - Nie ciągnij mnie jak psa na smyczy - warknęła. - Mam swoje własne, piękne i zgrabne nogi. Dam sobie radę - dodała. - Mmm, czuję śniadanie! - krzyknęła, gdy przekroczyliśmy próg kuchni. W mgnieniu oka dopadła do stołu. Nie interesowało ją krzesło, które swoją drogą omal co nie przewróciła na podłogę. Zanim się obejrzałem przeżuwała już tosta z dżemem i siedziała na parapecie, machając nogami. - Nie patrz się tak na mnie... Czuję się jakbyś miał się zaraz na mnie rzucić.
   - Jesteś jakaś dziwnie radosna. Spodziewałem się gorszego humoru. Wiesz, przepłakałaś na moim ramieniu pół nocy, więc... - wytłumaczyłem, opierając się o ścianę obok niej. 
   - Już się otrząsnęłam. W trakcie spania wszystko się we mnie uspokoiło. Nie ma sensu, żebym marnowała dni na płakanie po kątach, bo moja przyjaciółka okazała się fałszywa. Boli, że tak naprawdę tylko na ciebie mogłam i mogę zawsze liczyć, ale dam radę z tym żyć. 
   - Spróbowałabyś nie - rzuciłem, machając jej palcem przed nosem. Uśmiechnęła się po raz kolejny już tego ranka, a ja nie mogłem zrobić nic poza tym samym. Cieszyłem się, że podchodzi do tego racjonalnie i nie chce marnować już więcej czasu. Zawsze dopingowałem jej w sprawie z Fabregasem i przed długi czas nie mogłem uwierzyć, gdy opowiadała mi to co się stało między nim a Vivienne. Byłem zszokowany być może jeszcze bardziej niż tym, że Heather chce wyjechać za ocean. W końcu wtedy jeszcze nie miałem zielonego pojęcia dlaczego podjęła taką decyzję.
   - Ktoś wjechał na podjazd - mruknęła, wyrywając mnie z zamyślenia. Powędrowałem wzrokiem za okno. Rozpoznałem samochód przyjaciela. Wreszcie będę mógł ich sobie przedstawić. 
   - To Leo. 
   - Messi? Ten Messi? - spytała niby od niechcenia. Wybuchnąłem śmiechem, widząc jej minę. Ten wyraz twarzy był tak epicki, że aż nie do opisania!
   - Czyżby przerażała się wizja podania ręki najlepszemu piłkarzowi świata? - zażartowałem za co obrzuciła mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem.
   - Chodzi o to, że jest na żywo zdecydowanie bardziej przystojny niż w gazetach. Poza tym nie zapominaj, że jestem dziewczyną, której uginają się nogi na widok zachwycających mężczyzn.
   - Powinienem zapytać dlaczego nie uginają ci się na mój widok? 
   - Dokładnie! - klasnęła w dłonie równocześnie zeskakując na podłogę. - Mógłbyś się wreszcie ubrać? Jeśli mam z tobą zamieszkać nie masz prawa paradować po domu bez koszulki, jasne? Inaczej natychmiast się rozmyślam, Villa!
   - Rozprasza cię mój widok? 
   - Tak bardzo, że mam odruch wymiotny - westchnęła rozżalona, zaciskając dłoń na szyi. Udając obrażonego wyszedłem do przedpokoju, gdzie wpadłem na Leo. Jak zwykle nie miał problemu z wejściem do środka. Mimo zamkniętych drzwi.
   - Damskie sandałki, David. Czy ja o czymś nie wiem? - spytał, zerkając na buty Heather. 
   - Nie gadaj tylko chodź. Muszę ci kogoś przedstawić.
   - Czyli rzeczywiście o czymś nie wiem - zaśmiał się, przekraczając próg kuchni. 
   - Heather to Leo, Leo to Heather - przedstawiłem ich sobie. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Za każdym kolejnym razem był coraz większy.
   - A ja spodziewałem się kogoś innego - mruknął piłkarz uważnie przypatrując się mojej przyjaciółce.
   - Słucham?
   - Wiesz, miałem nadzieję, że to jakaś dziewczyna, dzięki której przestanie świrować z powodu rozwodu z Pattie - wyjaśnił, zabierając z blatu czerwone jabłko. Bez słowa wgryzł się w nie i pokiwał powoli głową na własne słowa. 
   - Ach, tak. Rozumiem. Ale na to nie ma co już liczyć. Miłość, tą prawdziwą, człowiek spotyka tylko raz, a kiedy to spieprzy nie ma odwrotu, nie Villa? 
   - Ja spieprzyłem, ty nie masz prawa - przytaknąłem. Zdziwiła się.
   - Czego nie mam prawa spieprzyć? - zapytała, podpierając się pod boki. Zmrużyła lekko oczy. Widziałem, że Messiego także zainteresowały moje słowa.
   - Sprawy z Cesciem, Montenegro - jęknąłem. - Masz szansę na to, aby wszystko jeszcze mogło być tak jak dawniej. Mimo wszystkiego co się wydarzyło was nadal do siebie ciągnie, nie waż się nawet zaprzeczać. 
   - Mówisz mi to w taki sposób, jakbym sama tego nie wiedziała - prychnęła. - Myślisz, że jestem taką idiotką? To, że się z tobą przyjaźnię wcale jeszcze nie oznacza, że straciłam rozum. 
   - Bardzo śmieszne. Ale cieszę się, że się rozumiemy. Jednak tak na wszelki wypadek, jakby ci się zachciało rozmyślić i zmienić plany, ostrzegam, że jeśli to zawalisz, nie ręczę za siebie - powiedziałem, opierając się o brzeg stołu. Skinęła lekko głową, uśmiechając się tajemniczo. 
   - Nie bądź boi dupa, Villa. Najpierw zamierzam rozmówić się z moją kochaną kuzynką - oznajmiła i sekundę później zniknęła w korytarzu. Kolejna sekunda, a zatrzaskiwała już za sobą drzwi. Nie zdążyłem nawet zareagować, poruszyć powieką czy jakimkolwiek mięśniem twarzy, a ta była już na zewnątrz. Nawet nie próbowałem jej zatrzymać, bo to tylko na próbach, by się skończyło. 
   - Nie bądź boi dupa, Villa, chodź na trening - zanucił Leo, wrzucając ogryzek do kosza na śmieci. Obdarowałem go pełnym politowania spojrzeniem i bez słowa wdrapałem się po schodach na górę. Wygrzebałem z szafy niebieską koszulę w kratkę, ciemne dżinsy i po zarzuceniu na ramię torby treningowej, zbiegłem z powrotem na dół. Piłkarz czekał już na mnie przy drzwiach. Pół godziny później przygotowywaliśmy się już w szatni, gdzie z każdą minutą zbierało się coraz więcej graczy. Za piętnaście minut miał rozpocząć się trening, na którym powinienem wykazać całkowite skupienie, ale w mojej głowie nadal siedziała sprawa, w którą był zamieszany także piłkarz, który właśnie przed chwilą wkroczył do szatni. Jego mina  nie wskazywała na nic dobrego. Humor zapewne mu nie dopisywał. Był przygnębiony, ale można było dostrzec i nadzieję w oczach, której nawet nie starał się ukrywać. 
   Naprawdę mam nadzieję, że między nimi znów wszystko się ułoży. Zasługują na to, aby wreszcie być szczęśliwi. Ze sobą. Razem.

*
podkład muzyczny

Powiedz mi jak mam oddychać bez powietrza
Nie potrafię żyć, nie potrafię oddychać bez powietrza
Tak właśnie się czuję za każdym razem gdy cię nie ma



Drogę do domu pokonałam szybko. Z jednej strony chciałam mieć to jak najprędzej za sobą, a z drugiej czułam potrzebę napawania się tym co zaraz będzie mieć miejsce. Nie zamierzam przytrzasnąć sobie nosa drzwiami, które właśnie otworzyły się przede mną i Fabregasem. Nie tym razem. A ona wysłucha mnie, bo nie będzie miała innego wyboru. Jeśli nie powiem jej tego co czuję w związku z jej kłamstwem i tym, że nigdy nie zasługiwała na miano mojej przyjaciółki, nie będę mogła spokojnie przejść do kolejnego punktu dnia.
   Przekroczyłam próg domu dosyć pewnie. Jej samochód stał na podjeździe, więc zyskałam pewność, że jest w domu. Na pewno nie wybrała się do sklepu po świeże bułki. To zdecydowanie nie w jej zwyczaju. Zastanawiałam się tylko czy tata jest w domu. Jednak nie dane mi było to sprawdzić, bo zmierzając do jego gabinetu przechodziłam obok salonu, w którym siedziała moja kuzynka. Wszystko inne zeszło na dalszy plan.
   Bez wstępnych ceregieli ustawiłam się pomiędzy nią, a ekranem telewizora, na którym w chwili obecnej dwójka mężczyzn wykłócała się z bliżej mi nie znanego powodu. Po co mi to jak w moim realnym świecie zaraz też rozpęta się kłótnia.
   - Zejdź - to pierwsze słowo, które padło z jej ust. Nie ustąpiłam, aż wreszcie posłużyła się pilotem i ekran pogrążył się w czerni. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Czułam, że nie ma pojęcia dlaczego wchodzę jej w drogę. Tym bardziej, że do tej pory od mojego powrotu raczej się wzajemnie unikałyśmy. Albo tylko ja unikałam jej, co wychodzi na jedno, biorąc pod uwagę fakt, że widywałyśmy się rzadko.
   - Musisz mi coś wytłumaczyć - odezwałam się. Nie chciałam od razu przechodzić do rzeczy. Niech się dziewczyna trochę pogłowi o co chodzi. Ani trochę jej to nie zaszkodzi, a dla mnie to bardzo przyjemny widok. Była zaskoczona, a nawet bardzo zaskoczona tym co powiedziałam. Nie dziwił mnie fakt, że najnowsze fakty jeszcze do niej nie dotarły.
   - Jedyne co mogę ci wytłumaczyć to to, że mi przeszkadzasz.
   - Naprawdę tylko to? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? Wiesz, chętnie jeszcze raz posłuchałabym o wielkiej miłości, która połączyła cię z jednym z naszych wspaniałych, hiszpańskich piłkarzy. Ale czekaj... Jak to się stało, że nie przetrwała? On się na tobie poznał czy może ty nawaliłaś na całej linii?
   - Okazał się nie wart całej gry - prychnęła, wstając i kierując się w stronę kuchni. Bez komentarza na jej zdanie poszłam za nią. Trzasnęły drzwi frontowe. Poświęciłam temu faktowi jakieś dwie sekundy uwagi. Poczynania Anne były zdecydowanie ciekawsze.
   - Gry? Czyli jednak masz mi coś do wytłumaczenia - podchwyciłam z szerokim uśmiechem. - A może mam zrobić to za ciebie, co? Ty mi powiedziałaś własną wersję wydarzeń to może teraz ja ci opowiem, tą którą ja znam?
   - Jeśli nadal mówimy o tym samym, to jest jedna wersja wydarzeń.
   - Nie, kochana. Wersji jest dużo. Między innymi twoja, Cesca i ta którą próbowałam się pocieszać przed wyjazdem. Problem w tym, że dwie z nich to kompletna ściema.
   - Uroczy piłkarzyk cię oszukał? Naprawdę bardzo ci współczuję, ale wiesz, mam teraz ważniejsze sprawy na głowie.
    - Mój tata wie co zrobiłaś? - spytałam. Zatrzymała się w miejscu na moment, posyłając mi spojrzenie, którego znaczenia nie potrafiłam określić. Odwracając wzrok w drugą stronę dostrzegłam tatę stojącego w drzwiach kuchni.
   - Wie co? - zaśmiała się. - Że jego córka to tchórz?
   - Nie - westchnęłam. - Że mieszka z fałszywą małpą! - krzyknęłam. O dziwo idealnie panowałam nad emocjami, a nasza rozmowa wyglądała na zwyczajną pogawędkę. Mimo to nie wybaczyłabym sobie, i pewnie Villa też by się wściekał, gdybym na nią choć odrobinę nie powrzeszczała.
   - Mówisz o mnie czy o sobie?
   - Poziom, w którym się do mnie zwracasz mnie przeraża, ale postaram się zniżyć. Mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe, bo nie mam zamiaru skończyć jak ta ostatnia dziwka, która przede mną stoi - syknęłam. Jakoś w tej chwili nie miało znaczenia to, że wszystkiemu przysłuchuje się mój ojciec. Na pierwszym planie była ona i chęć wyjaśnienia sytuacji.
   - Muszę cię zmartwić. Zaraźliwe, cholernie zaraźliwe - podeszła kilka kroków bliżej. Gdybym chciała spoliczkowanie jej nie sprawiłoby mi żadnego trudu, bo stała w idealnej odległości do wykonania tej czynności. Ale na razie to sobie darowałam. Wiem, że gdybym ją uderzyła, mój tata wkroczyłby do akcji i wszystko by przepadło. Szanse na usłyszenie dlaczego to zrobiła znacznie by zmalały.
   - Mam zacząć opowiadać  za ciebie? Długo jeszcze zamierzasz udawać idiotkę, która nie wie w jakiej sprawie i po co przyszłam? Wszystko wyszło na jaw, Anne. Czy może inaczej: Już wiem jaka jesteś naprawdę. Ile w tobie fałszywości, o której przez tyle lat nie miałam zielonego pojęcia.
   - Coś jeszcze? Jestem fałszywą dziwką, która ma małpie zapędy. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - warknęła z hukiem odstawiając trzymaną w ręce szklankę na blat. Nie rozumiem jakim cudem się nie rozbiła.
   - Pięknie to ujęłaś. A ja mam ci dużo do powiedzenia. Jest tego tyle, że sama się gubię i nie mam pojęcia od czego zacząć. W dodatku ty nie chcesz mi pomóc - westchnęłam teatralnie załamując ręce. - Nigdy nie spałaś z Cesciem, a ja wyrywam sobie włosy z głowy zastanawiając się po jaką cholerę to wymyśliłaś, ale wiesz co? Nic! Nie ogarniam twojego postępowania i tej całej bujdy z miłością, która wyskoczyła z was tak nagle i zupełnie niechcący. Miałaś frajdę patrząc wtedy na moje łzy? Masz frajdę teraz, wiedząc, że zmarnowałaś pięć lat mojego życia? Mojego i Cesca? Powiedz coś! Po tym wszystkim zamierzasz milczeć jak zaklęta?! 
   Wybuchnęłam. Krzyczenie wbrew wszystkiemu wcale nie przynosiło takiej wielkiej ulgi. Stałam na przeciwko kogoś kogo uważałam za jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nawet kiedy byłam w Kanadzie nie przestała nią być. To co mi wmówiła bolało strasznie, ale cały czas uważałam ją za kuzynkę. Za przyjaciółkę.
   - Kaprys chwili - mruknęła, okręcając się na pięcie. Instynktownie czułam na sobie wzrok taty. I nie mogłam powstrzymać histerycznego śmiechu, który wydobył się z mojego gardła. Razem z nim poleciały łzy. Miliony łez...
   - Tato... Chodź tutaj - wyszeptałam, zsuwając się po ścianie na podłogę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że się o nią opierałam.
   Za to mocny uścisk ojca poczułam doskonale. Usiadł obok mnie i bez słowa mnie przytulił. Nie potrzebował słów, żeby dać mi do zrozumienia, że mnie kocha i wspiera. Uświadomiłam sobie, że mogę na niego liczyć zawsze, bez względu na wszystko. Zawsze będzie blisko mnie.

Lecz jakimś sposobem wewnątrz wciąż jeszcze żyję
Zabrałeś mi oddech, ale przeżyłam
Nie wiem w jaki sposób, ale nawet o to nie dbam


*

Wybiegłem razem z resztą na murawę. Tak się złożyło, że w rządku stanąłem obok Cesca, który nadal nie miał za ciekawej miny. Ukradkiem, tak by uszło to uwadze trenera, szturchnąłem go w bok. Zdziwił się, ale dostrzegłem lekki uśmiech. Niech chłopak wie, że nie mam ochoty urwać mu głowy. Zresztą nigdy nie miałem. Nawet, gdy przyszedł tutaj rok temu prosto z Londynu, a ja dopiero co dowiedziałem się co się stało. Nie jestem zwolennikiem krwawych rozwiązań. Chociaż za spokojnymi rozmowami na poziomie też niezbyt się opowiadam. Podsumowując bez bicia, ale z wrzaskiem. To jest rozwiązywanie sposób w moim typie. Mam nadzieję, że Heather rozprawi się z tą kłamliwą małpą z wrzaskiem. I to nie jednym.
   - Ktoś mnie w ogóle słuchał? Chociaż przez chwilę? Puyol? Villa? Fabregas? - zapytał trener, załamując ręce. Pokręciłem głową co miało oznaczać zaprzeczenie. Lepiej się nie wychylać, bo jeszcze będę zmuszony do odpowiadania na pytania odnośnie tego co nam powiedział, a słyszałem piąte przez dziesiąte. Karnych kółeczek nie uśmiecha mi się biegać. Szczególnie, kiedy reszta będzie sobie ćwiczyć na środku boiska, a Pique będzie odstawiał kolejny teatrzyk.
   - Bo wie trener - odezwał się nie wiadomo po co Dani. - Cały czas myślimy o nadchodzącym meczu. Chcemy jak najlepiej wypaść, więc musimy się skupić na przygotowaniu. Nie tylko fizycznym. Psychika też jest ważna, prawda? Proszę spojrzeć na Carlesa. Biedak nawet nie użył dzisiaj swojej lokówki, bo tak się śpieszył tutaj, żeby się przygotować. Widzicie jakie ma oklapnięte włosy?
   - Odczep się od moich loków, wariacie! - warknął Puyi, strzepując dłoń kolegi ze swojej głowy. Zerknąłem na Pepa, który z pewnością uznał, że nie ma sensu dalej kontynuować tego tematu. Obejrzał się do tyłu na swojego asystenta. Powiedział coś co miał usłyszeć tylko on i po chwili zniknął już w tunelu. Zostaliśmy sami z jego zastępcą.
   - Nie będziecie się wydurniać to będzie tylko dziesięć - zakomunikował, cofając się o kilka kroków do tyłu i przysiadł na ławce. Bez słowa ruszyliśmy brzegiem boiska. Spokojny bieg to raczej niewykonalne w naszym przypadku, więc modliłem się, aby nie dodał nam jeszcze dwudziestu. Moja kondycja przedstawia dobry poziom, ale bez przesady.
   - Co ze śpiochem? - wyszeptał Gerard, wbiegając pomiędzy mnie a Leo.
   - Jesteś jego przyjacielem i nas się pytasz?
   - Miłość kapryśna jest - westchnął przeciągle Xavi, uśmiechając się do nas porozumiewawczo.
   - A to mi wmawiają, że jestem nienormalny - prychnął obrońca i skupił całą swoją uwagę na czymś tak interesującym jak jego buty.
    Któryś z tyłu oczywiście nie wytrzymał panującej ciszy i musiał skazać nas na karne okrążenia. Zwolniłem tempo. Po chwili biegł już obok mnie Cesc.
   - Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów po treningu - zwróciłem się do niego. Pokręcił głową na boki. W tym samym momencie Dani z Carlesem wpadli na nas z wrzaskiem.
   - Schadzka! - pisnął Alves, obejmując mnie ramieniem i zrównując bieg z naszym. - Nie zaprosiliście mnie na spotkanie? Jak możecie? Już nie jestem waszym kolegą? - jęczał z teatralnym grymasem na twarzy.
   - Istnieje takie coś jak prywatność - wtrącił się Iniesta. - Ale po co ja w ogóle o tym mówię? Wszystko chciałbyś wiedzieć i od razu innym powiedzieć.
   - Aj, kochany! Zarymuj coś jeszcze! - wykrzyknął błagalnie Victor.
   - Zarymuj? Poważnie? - rzucił z przodu Pedro. Zaśmiałem się. Ciekawe ile czeka nas kółeczek w bonusie. Biegniemy dopiero szóste, a ci już urządzają takie przedstawienie. Jak to dobrze, że dzisiaj mamy zamknięte treningi. Chociaż na tych otwartych przeważnie zachowują się spokojnie. Są małe żarty, śmiechy, ale na bardziej stosownym poziomie. A już na pewno nikt ci nie skacze na plecy z wojowniczym okrzykiem jak to przed sekundą zrobił Thiago Busquetsowi.
   Gdy kończyliśmy dziesiąte wrócił Pep. Uśmiechnął się na widok Thiago przyczepionego do koszulki Sergio. Trzeba być wielkim, żeby z nami wytrzymać. Zdecydowanie.
   - Bonus dostaniecie na sam koniec - poinformował nas. - Dziesięć dodatkowych, może być? Czy komuś nie odpowiada?
   - Śmiem stwierdzić, że mi pasuje - odezwał się Gerard. - Ale nawet jeśli nie, pan by nic nie zmienił.
   - Cieszę się, że się rozumiemy - zaśmiał się i klaskając w dłonie pośpieszył nas, żebyśmy ustawili się na swoich pozycjach.

   Dwie godziny treningu potrafią człowieka wykończyć na tyle, że ledwo co doczołguje się do szatni, a gdy już usiądzie przy swojej szafce, nie stać go na nic więcej. Tym razem właśnie tak było.
    Opadłem z głośnym jękiem na podłogę obok swojej szafki i skupiłem się na zakładaniu butów. Czynność, która ani nie wymaga intensywnego myślenia ani wysiłku. W tej chwili odpowiednia dla mnie, kogoś kto ma za sobą dwie bardzo wyczerpujące godziny.
   - Co jest? - odezwał się nade mną Leo.
   - Popatrz na Cesca - odparłem. - Wystarczy, że zobaczył pod koniec treningu na trybunach Heather i od razu zupełnie inny człowiek! Niech mi ktoś powie, że to nie jest miłość, a go...
   - Powstrzymaj się. Zgorszysz Gerarda - wtrącił się Sergio. Chwilę później zniknął już za drzwiami łazienki. Dobrze dla niego. Buty odbiły się i spadły na podłogę, ale ich właściciel jakoś na razie nie śpieszył się, aby je zabrać.
   - Słuchajcie! Tamci są obecnie nieobecni i mają szczęście, bo nie czeka ich praca - wykrzyknął niespodziewanie Puyol, wychodząc na środek szatni w samym ręczniku. - Liczę, że pomożecie mi posprzątać mój dom przed imprezą. Wyrobimy się idealnie na wieczorny trening, a potem muzyka, zabawa i...
   - I co? - zainteresował się Guardiola, wtykając głowę pomiędzy niedomknięte drzwi, a ścianę. Wszyscy zamarli na czele z organizatorem.
   - Będzie pepsi. Nie ma to jak pepsi z lodem, wiesz...
   - Jasne. Nie zapominajcie, że nie jestem waszym trenerem od pięciu minut.
   - To może od dziesięciu? Nie włączając ostatnich pięciu? Wtedy będziesz miał w pamięci nas ładnie przebierających się w szatni po udanym treningu - zaproponował Pinto, ale problem w tym, że chyba tylko on wszystko z tego zrozumiał.
   - I Carlesa ganiającego w ręczniku - zarechotał Pique, zamykając z trzaskiem swoją szafkę. Jeszcze raz, a odpadnie mu plakietka. Po raz enty.
   - Grunt, że ciebie zapamięta takim jaki jesteś - odwdzięczył się piłkarz.
   - Czyli?
   - Jako głupka drużyny.
   - Róbcie co chcecie, ale macie się pojawić i wieczorem i jutro rano, jasne?
   - Jak słońce - odparliśmy chórem. Wyszedł, a obrońca nadal nic sobie nie robił ze swojego braku ubrania.
   - Musimy się podzielić na kilka grup. Wiecie, jedni jadą po zakupy, drudzy sprzątają parter, trzeci piętro, a jak ktoś jeszcze zostanie to się wymyśli w trakcie.
   - Mnie nie bierz po uwagę - mruknął Fabregas. - Mam inne plany na tą część dnia.
   - Mówisz mi, że nie zamierzasz pojawić się na mojej imprezie? - pisnął z przerażeniem, wbijając palec w tors przyjaciela. Przysięgam, że nikt nie pozostał poważny w tej chwili.
   - Część dnia od teraz do wieczornego treningu - sprostował. - Na imprezie będę na sto procent. Wyluzuj. Nie mógłbym opuścić takiego wydarzenia.
   - No... To rozumiem!
   - Nie bądź taki tajemniczy i powiedź coś! - zaskomlał mu nad uchem Alves, który dam sobie rękę uciąć jeszcze przed sekundą był na drugim końcu szatni. - Stary, nie rób mi tego. Powiedź coś.
   - Może ma ci zdać kompletny rysopis dziewczyny, co?
   - Villa, źle ci po treningu? Czy jak? Mamy południe. Nie czas na spotkania z laskami.
   - Poznacie szczegóły na imprezie - zapewnił i jakoś udało mu się wyrwać z objęć zasmuconego Daniego. Cyrk, cyrk i jeszcze raz cyrk! Na kółkach.
   Piętnaście minut później każdy miał już przydzielone zadanie. Razem z Thiago, Sergio, Victorem i Leo jechałem do supermarketu po wszystko co nadaje się do zjedzenia i wypicia, jak to cały czas powtarzał Busi. Już na miejscu cała pierwsza trójka wzięła po wózku i pognali przed siebie. Nawet nie zdążyłem powiedzieć, że każdy płaci za swój stos. Najwyżej potem czeka ich niespodzianka. Na pewno się ucieszą.

 ~*~
Wyrobiłam  się do tygodnia z czego bardzo się cieszę.  Wena wróciła na szczęście na czas. ;D   I wiecie co? To jest piąty rozdział, a nie sądzę,  żebym zmieściła akcję z przyjazdem trójki z  Kanady w kolejnych pięciu czyli nie bierzcie na serio tych dziesięciu rozdziałów, o których  wcześniej wspominałam. Raczej będzie więcej. :D

Korzystając z okazji zapraszam was wszystkie na bloga Ffragolli - Grito Fuerte. Opowiadanie z udziałem Dulce Marii, Anahi, Alfonso i One Direction! Na pewno nie pożałujecie. :)

14 komentarzy:

  1. Jestem gotowa uroczyście stwierdzić, że ann jest chora psychicznie. Przysięgam, nie znajduję innego wyjasnienia.
    Ta scena z opisem treningu i sytacji w szatni była wprost wyborna. Musiałam zatykać sobie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo już późno i wszyscy w domu śpią xD Jesteś mistrzem, kochana :*
    Ten opis rozmowy między Heather i Ann też był zawodowy, wczułam się :d
    Poza tym nawet nie wiesz jak się ciesze, że będzie więcej niż 10 rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. swietnt rozdzial :> ta jej kuzynka musi miec cos nie rowno w bani i to niezle. ale dobrze ze na nia pokrzyczala. impreza impreza impreza!!! Jedno slowo a tyle radosci. to czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski. Cudowny odcinek. Dziękuję za dedykację. Nie marudź tylko pisz następny rozdział :D
    Heather ma okropną kuzynkę. Zastanawiam się czy Anne nie powinna trafić do psychiatryka na oddział zamknięty. Przecież ona jest perfidnie zła do szpiku kości. Zrobiła to celowo, a teraz udaje niekumatą dziewoję. Phi! Normalnie bym jej przywaliła, ale jestem dumna z Heather. Wygarnęła jej wszystko i teraz niech "biedna" Anne ryczy po kątach w samotności.
    Uśmiałam się z tego treningu. Czepiają się biednego Puyola i jego loków. Niech odwalą się od jego loków i nowej lokówki :P
    Coś tak czuję, że Cesc umówił się z naszą główną bohaterką. Nie wiem czemu, ale takie właśnie mam wrażenie.
    Czekam na nowy i opis psychicznej imprezy u Puyola :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wstęp bardzo dobry. Po za tym kuzyneczka coraz bardziej mnie wnerwia i w końcu mogę stwierdzić, żre nienawidzę jej postaci ;D Scena w szatni? Najlepsza! Ciągle mam ją w głowie i się śmieje ;D Podkład muzyczny bardzo fajny i cytaty ;3 Czekam na kolejny no i imprezę, ciekawa jestem co będzie się na niej działo ;o Zapraszam na czwórkę do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że rozmowa Cesca i Heather przebiegnie pomyślnie i pogodzą się :) I cieszę się, że nie zamierzasz zakończyć tego opowiadania na 10 rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Noooooooo. Ciekawa jestem jak to będzie z nimi dalej ! Czy się pogodzą czy też znów stanie im coś na przeszkodzie, a może David? Czemuż by nie? :D
    No dobra, informuję, że czekam na następny rozdział !

    Ps. Zapraszam na nowy, trzeci rozdział na: http://el-tiempodira.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Heather ma ,,milutką" Kuzyneczkę. Wrrr...nie cierpię tej zołzy ! ;)Martwię się o stan psychiczny Annie. Ona jest podła i szalona. Dobrze, że Heather jej wygarnął.
    Co oni chcą od Puyola?? Loczki są sexy ;) he he he
    Czekam na nowy ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz wykurzyć ta cała Anne na zbity pysk, wyrzucić ją. Niech zostanie bez grosze przy duszy, domu nad głową przyjaciół (ona miała takich? chyba nie) jak takie ciele jak ona może chodzić tak spokojnie po tej kuli ziemskiej? Skąd u niej tyle obłudy? jak ona mogłabyć taka perfidna i okrutna? Swoim zachowaniem, kłamstwem, skrzwydziła tyle osób. Mam nadzieję, że poniesie za to karę.


    a trening mistrzowski:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak można nie chcieć oglądać Villi bez koszulki? :D Ta cała Annie mnie wkurza! Mam nadzieje, że szybko zniknie z domu Heather i jej ojca. Impreza z chłopakami? Zapowiada się dobrze :D Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze mieć przyjaciela, który zapewni nam dach nad głową i się z tego szczerze ucieszy ;D. Teoretycznie do Anne powinna się wynieść z domu Heather i jej ojca, ale nie wiadomo jak to zrobisz. Też bym chciała kogoś takiego, kto by mi śniadania robił... ;D Niech pielęgnuję Ville, bo taki przyjaciel to skarb ;D. Zastanawia mnie, co z tymi zdjęciami, które ktoś ostatnio zrobił... będzie jakaś mała aferka ze strony ojca Heather? Jej nazwisko w ogóle jest za długie i wątpię, abym je kiedyś przyswoiła w ogóle ;D. Zastanawia mnie czy Anne nie chcę się przyznać, czy może Cesc kłamię? Choć raczej w to drugie nie wierzę, bo aż tak szczerze się zdziwić to naprawdę rzadkie... chyba, że jest dobrym aktorem ;P. On niby miałby powód do tego, aby kłamać, a Anne... może jest o coś zazdrosna, coś co ma Heather, dlatego to zrobiła? Przecież chyba coś musiało się stać, że to zrobiła... Te chłopaki z drużyny są naprawdę dziwni... pokazujesz mi czasem jakieś zdjęcie, więc sądzę, że są troszkę nienormalni ;D. Choć zastanawiam się czy podobnie zachowują się na prawdziwych treningach, być może tak jak tu opisujesz ;D. To by musiało być niezłe, jakby tak było... choć w sumie mogło być to możliwe, sądząc po chłopakach i ich pomysłach ;D. David zachowuję się jak prawdziwy przyjaciel i za to mu chwała ;). No i jeszcze, że tak dba o przyjaciółkę i ludzi, z którymi się umawia ;D. Nie wiem czemu, ale Leo zawsze mi się kojarzył ze staruchem... no ale dobra... ;D Pewnie, dlatego, że nasz dawny trener miał tak na imię. Zastanawia mnie ta impreza... co na niej będzie się działo? A pro po kondycji, oj trzeba będzie ją sobie poprawić, bo takim czasie... życia w lenistwie ;D. Pozdrawiam, Olka ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha ! Wiedziałam , że będzie więcej rozdziałów ! Bo nie jesteś taka i nie zawodzisz czytelników ;) Oczywiście akcja się fantastycznie rozwinęła , niesamowicie wciągające zwroty akcji , szkoda że Heather jej zębów nie powybijała. Trening naszych kochanych Katalończyków była normalnie mistrzowsko napisany. Jak kiedyś dziękowałaś mi za Oskara twierdząc , że to pierwszy , teraz jest już drugi. Pozdrawiam ;) Relampago

    OdpowiedzUsuń
  12. Hm... Nie wiem dlaczego, ale w tym opowiadaniu najbardziej przypadła mi do gustu postać Leo :D Chociaż pojawił się dopiero teraz i wypowiedział zaledwie kilka kwestii, to już go uwielbiam :D "Damskie sandałki, David (...)", zdecydowanie najbardziej spodobał mi się ten tekst :D Ojej! Czyli, że Heather zamieszka sobie z Villą? W końcu? :D Jeżeli tak się stanie na sto procent, to życie żadnego z nich nie będzie nudne, już to widzę. No cóż, cieszę się, że Dave nie jest zwolennikiem "mocnych rozwiązań" i że między nim, a Fabregasem nie ma żadnych zgrzytów. W końcu gdyby były, to nie za ciekawie wyglądałyby ich treningi i gra na boisku. Najbardziej mnie intryguje ta impreza, na którą się wszyscy szykują :D Wyczuwam całkiem niezły melanż, z pepsi z lodem :D Zapewne dużo się będzie tam działo i nie oszczędzisz nam boskich tekstów zawodników FCB :D Ugh, wciąż uważam Anne za zołzę, jest okrutna i chyba szczerze jej nie lubię. No cóż, przykro mi, że doprowadziła H. po raz kolejny do takiego stanu. Dobrze, że ojciec wszystko słyszał, niech wie, jaką wiedźmę ma pod dachem. "Kaprys chwili"?! Żeby kurna pod "kaprysem chwili" teraz z domu wyleciała. Ciekawe co tak naprawdę nią kierowała, kiedy kłamała o wszystkim. No cóż :D
    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny, xx! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że Heather wygarneła tej Anne. No ale i tak najlepszy byl trening kochanych piłkarzy. Takie nieogary fajne :D
    nowy rozdział na stay--forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. zapraszam na kolejny rozdział na: http://imposible-sin-vosotras.blogspot.com/ :))

    Twoja propozycja z wcześniejszego komentarza była już wcześniej zaplanowana ;)

    OdpowiedzUsuń