.

.

środa, 18 lipca 2012

Número uno;


Nigdy nie zamykaj się na miłość innych. Jako ta, która cierpi na deficyt miłości zapewniam cię, że to jedyne co może zapewnić pełnię szczęścia.

    Przez całą noc padało, co wspaniale komponowało się z nastrojem w jej czterech ścianach. Leżała w łóżku, z twarzą wciśniętą pomiędzy poduszki. Przez nocne godziny zmieniła pozycję wiele razy. Teraz, gdy zbliżał się ranek po wielu ciekawych figurach, które prezentowała księżycowi, leżała normalnie, na brzuchu z głową tam gdzie poduszki, z nogami tam gdzie koniec łóżka. Jedynym stałym elementem tej nocy był jej płacz. Bo deszcz padał, na chwilę przestał, zaczął od nowa i w kółko. Ona płakała cały czas.
    Zasnęła z chwilą, gdy na niebie pojawiło się ogromne słońce, którego promienie padały wprost przez jej okno, na jej opuchniętą od płaczu i ciągle mokrą twarz. Nadszedł świt, połowa miasta wstawała, a ona oddawała się w ramiona Morfeusza. Przyjął ją bez protestu. Widocznie wiedział jak bardzo potrzebuje chwili ciszy w głowie. Bo sen był jedyną formą spędzania czasu, w której nie użalała się nad swoim życiem. A też i sny dotyczące bolesnej zdrady jaka ją spotkała już dawno przestały ją odwiedzać. Także zasnęła, o dziwo, z lekkim uśmiechem na twarzy, skąpanej w porannym promieniach.


            Chyba wreszcie usłyszałeś jej niemy krzyk
            Tylko proszę, nie zostaw jej
            Nie każ jej ponownie zmagać się z osamotnieniem
          

    Otworzyła szeroko oczy, gdy wydobyła się spod poduszki melodia. Po pięciu sekundach zreflektowała się, że to jej telefon rozdzwonił się jak szalony, więc wsunęła rękę pod tabun miękkich i kolorowych poduszek. Szybko natrafiła palcami na poszukiwany przedmiot i trzymając go już przy uchu, nacisnęła zieloną słuchawkę.
    - Heather Maria Soledad Montenegro przy aparacie. W czym mogę służyć?
    - Dobrą radą, uśmiechem i radością życia – odezwał się głos po drugiej stronie i dziewczyna od razu rozpoznała w nim swojego przyjaciela z Kanady.
    - Dobrą radą jak najbardziej, na resztę przyjdzie czas może kiedyś indziej, bo obecnie nie mam nastroju.
    - A przywitałaś mnie tak ciekawie – zaśmiał się. - Jak tam w tej twojej słonecznej Barcelonie?
    - A jak ma być? Wszystko po staremu. Relacje z Vivienne, choć nie widziałyśmy się cztery lata i nie było okazji do ich pogorszenia i tak są o wiele gorsze niż były. Z tatą wszystko dobrze. Zamieniłam z nim parę słów, przywitałam się ładnie z kuzynką, która przedstawiła mi Fabregasa, którego doskonale znam, co mi się nie uśmiecha i poszłam do siebie, bo nie mogłam więcej znieść – streściła pośpiesznie i ustawiając go na głośnik, przeciągnęła się, próbując wybudzić wszystkie swoje szare komórki. - A u was co słychać? Jakby nie patrzeć widzieliśmy się wczoraj rano, a ja mam wrażenie jakby minęły lata świetlne – mruknęła skonsternowana i wstała.
    - Pierwszy dzień i od razu jakie wrażenia – mruknął z wyraźnym podekscytowaniem, na co Heather nie potrafiła się nie roześmiać. - O, to mi się o wiele bardziej podoba! Masz się śmiać, jasne?
    - Jasne, jasne – pokusiła się o zbycie go. - Mów dalej co u was!
    - Co u nas? Co u nas? To samo co było wczoraj. Choć może Sami zgłupiała jeszcze bardziej, a Nate jak to Nate przerasta siebie samego. Tylko ty potrafiłaś nad nim zapanować i teraz jest istne szaleństwo. Mówię ci, ciesz się, że jesteś teraz tam gdzie jesteś, bo tutaj jak dobrze pójdzie zamiast wojny uda mi się wytargować malutkie powstanie.
    - Jeśli zaproponujesz mu nowy grzebień z pewnością wybierze powstanie – zauważyła, związując włosy w luźny kucyk.
    - A co z Sam?
    - Z nią będzie trudniej, ale na pewno coś wymyślisz – mruknęła. - Nie zapomnijcie o tym, że sierpień spędzacie ze mną. Macie przyjechać i chociażby siłą zaciągnąć tą wariatkę, bo inaczej poznacie alter ego Heather Montenegro – zagroziła, wprowadzając go w histeryczny stan balansu pomiędzy śmiechem a płaczem.
    - Nie martw się, złotko. Nie moglibyśmy przepuścić takiej okazji. Poza tym obiecałaś pokazać nam parę interesujących miejsc w Barcelonie. Sami ciągle gada o tym muzeum czegoś tam, a Nate uparł się, że koniecznie przynajmniej ¼ wakacji spędzi na barcelońskich plażach i wróci do Kanady z taką opalenizną, której żadna się nie oprze, więc sama rozumiesz. Jeszcze będziesz chciała się nas pozbyć.
    - Wytrzymałam z wami pięć lat i niby miałabym wymięknąć po miesiącu? Niedoczekanie twoje.
    - Zobaczymy – stwierdził. - Nate się budzi po imprezie. Muszę załatwić mu jakieś proszki, a potem lecę do pracy. Trzymaj się i masz zadzwonić jutro, jasne?
    - Mam rozumieć, że raz ty, raz ja?
    - Po tobie zadzwoni pewnie Sami, a potem w kolejce będzie Nate.
    - Ohoho... Będzie ciekawie – podsumowała z uśmiechem, zmieniając tryb i przykładając telefon do ucha. - Pozdrów ich. Obiecuję, że zadzwonię i ponownie streszczę wam cały dzień. Oby tylko nie był taki jak wczorajszy.
    - Bo wykraczesz – zaśmiał się, a po chwili przerwał połączenie.
    Wyciągnęła z walizki czarne dresy i biały podkoszulek oraz kosmetyczkę, i z tym wszystkim skierowała się do swojej własnej łazienki. Miała jeszcze trzydzieści minut, podczas których nikt jej nie przeszkodzi. Co do towarzystwa taty nie miałaby nic przeciwko, ale Vivienne zamierzała unikać jak najdłużej się dało. Przynajmniej na razie.
    Już ubrana wyszła na korytarz i minutę później z wysoko podniesioną głową, na której gościł nawet szczery uśmiech, wkroczyła do kuchni.
    Przy blacie, plecami do drzwi stał brunet, mieszając coś na patelni. Odwrócił się dokładnie w chwili, w której zamierzała się wycofać.
    - Heather... - odezwał się, wbijając ją w beżowe płytki. Odwróciła się, zaciskając lekko pięści i wyrównując oddech. - Dobrze znowu cię widzieć w Barcelonie – dodał, po krótkiej, ale niesamowicie krępującej ciszy.   
    - Chciałabym powiedzieć to samo, ale wybacz. Nie cieszy mnie twój widok – mruknęła, biorąc do ręki jabłko z koszyczka na stole i wgryzła się w nie, czekając na jego reakcję.
    - Nie musimy skakać sobie do gardeł – stwierdził, zmniejszając gaz i odwracając się do niej twarzą. Prychnęła, ponownie wgryzając się w owoc. - Możesz chociaż na mnie spojrzeć?
    - Nie, nie mogę. I dla twojej wiadomości musimy, musimy sobie skakać do gardeł – warknęła, odwracając się na pięcie i wychodząc. Zapanowała nad bólem i sprawnie odgoniła piekące łzy z oczu. Wybiegła na zewnątrz, wcześniej wracając do pokoju po odtwarzacz Mp4 i adidasy. Machinalnie pobiegła w stronę plaży. Tak, mieli do niej jakieś trzydzieści minut jazdy samochodem. Godzinę lub ponad pieszo, zależy od tempa. I około czterdziestu minut na jej bieg. Taka rozgrzewka zdecydowanie wyjdzie jej na dobre.


            Tylko tak potrafię stawić ci czoło
            Problem w tym, że robię to zawsze na odległość
            Gdy jesteś daleko
            Bo kiedy stoisz naprzeciwko nie daję rady
            Sekunda, a będę w twoich ramionach


    Wysiłek wpłynął na nią tak jak przeczuwała. Do domu wróciła z wypartym wspomnieniem wcześniejszej rozmowy. I ku jej wielkiej uldze ponownie wkraczając już tego dnia do kuchni, nikogo tam nie zastała. Jak się potem okazało wszyscy domownicy się ulotnili i miała cały ten ogromny dom do własnej dyspozycji.
    Odkąd pamiętała jego połowa, czyli pokoje znajdujące się najgłębiej służyły jako pracownie ojca. Magazynował w nich swoje projekty, ustawiał co lepsze makiety i lubił co jakiś czas do nich zaglądać, by powspominać swoje osiągnięcia i cieszyć się swoją pasją oraz radością jaką z tego ma.
    Naprawdę była i chyba zawsze będzie wdzięczna mu za to, że nauczył ją kochać ten zawód. Pokazał jej to co jest w tym najpiękniejsze. Zaraził ją swoją największą miłością, dzięki czemu tak wiele czasu spędzali razem. Na początku pracowała z nim nad jego projektami. Zgłaszała swoje uwagi, które jak na dziecko były niezwykle trafne.
    Jakoś gdy miała dziesięć lat zakomunikowała wszystkim, że zostanie architektem zieleni. Jej pomysł spotkał się z aprobatą, przez co od tamtej chwili dalej siadała obok niego w czasie jego pracy, ale poza pomaganiem mu i komentowaniem, zajmowała się swoimi własnymi szkicami, pracowała nad swoja pasją.
    Wyjęła z lodówki karton soku jabłkowego, napełniła nim szklankę i ponownie go schowała. Nie czuła głodu. Właściwie zawsze była raczej niejadkiem. Nigdy nie miała problemów żywieniowych i w całości akceptowała siebie i swój wygląd. To nie miało ze sobą nic wspólnego.
    Ze szklanką w ręce poszła do salonu, gdzie usiadła po turecku na kanapie i włączyła telewizor na pierwszy lepszy kanał. Napis na dole ekranu informował, że leci jakaś komedia, o lekkim dramatycznym zabarwieniu. Uwielbiała dramaty.
   

            Ten moment kiedy płaczesz nie przez swoje problemy
            Ta chwila kiedy następuje koniec filmu,
            a ty od razu wracasz do uśmiechu na twarzy.
            Dlaczego w realnym świecie nie jest tak łatwo?


    Przełączyła na inny kanał, szukając czegoś co nie będzie mogło ani trochę jej zasmucić. Wkrótce znalazła kanał z bajkami dla dzieci, które po chwili zastanowienia postanowiła jednak oglądać. Jako mała dziewczynka raczej mało oglądała bajek. Bardziej wolała słuchać długich czytanych bądź wymyślanych historyjek. Szybko nauczyła się czytać i korzystała z tej umiejętności bez opamiętania. Nadal lubiła siadać z książką i wchodzić do świata innych, żeby choć na chwilę pożegnać się ze swoim.
    Oglądała perypetie małego, śmiesznego człowieczka, którego najlepszym przyjacielem był duży, prawie dorównujący mu wzrostem królik o niebieskich uszach i łapkach, a reszcie ciała białej. Nigdy wcześniej nie widziała tej bajki. Kolejna z tych, które nic nie wnoszą, pomyślała, zatapiając usta w jabłkowej cieczy. Jej zainteresowanie bajką wyraźnie spadło, toteż wyłączyła ją i poczęła tępo wpatrywać się w ścianę naprzeciwko niej.
    Jakiś czas później w drzwiach zgrzytnął zamek. Przez chwilę wpatrywała się w korytarz, ale nikt nie nadchodził, więc powróciła wzrokiem na ścianę.
    - Widzę, że czujesz się jak w domu – usłyszała i nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto wypowiedział te słowa. - Niesamowite jaką potrafisz być egoistką – prychnęła.
    - Przynajmniej powszechnie nie uchodzę za dziwkę – mruknęła, wymijając ją w drzwiach prowadzących do kuchni. Sięgnęła do lodówki i bez zastanowienia wzięła cały karton soku, a potem razem z nim poszła do swojego pokoju.


    Wieczorem, dokładnie tak jak wspominał rano Liam, spędziła prawie godzinę z telefonem przy uchu, poświęcając swój cenny, aczkolwiek skazany obecnie na zmarnowanie czas, rozmowie z Nathanielem. Streścił jej po kolei dzień każdego z trójki, a potem oczekiwał dokładnego co do pięciu minut rozkładu jej dnia. Minionego, jak i planów na następny. Z tym pierwszym poszło łatwo i w miarę szybko, bo nie robiła nic ciekawego i zajmującego. Drugi to mały kłopot, ponieważ nie planuje żadnych atrakcji. Właściwie w Barcelonie nawet nie ma wielu rzeczy, które mogłaby zobaczyć. Co prawda urodziła się w małej i pięknej Huelvie, ale mając dwa latka już rozgościła się na dobre w Barcelonie i została na stałe. A co za tym idzie zna praktycznie każdą uliczkę w najbliższej okolicy, jak i wszystkie ciekawe, warte odwiedzenia miejsca czy te mniej warte jak niektóre muzea, również odwiedziła.
    Przeciągnęła się na łóżku, z którego pozbyła się wszelkich zbędnych poduszek. Zostawiła jedną, tą największą i z radością mogła stwierdzić, że było o wiele wygodniej. Noc zapowiadała się o wiele lepiej niż poprzednia. Po pierwsze za oknem nie spadała z nieba ani jedna kropelka wody. Po drugie czuła się mniej zestresowana przyjazdem. Wczoraj, mimo że miała już za sobą spotkanie z tatą i nieoczekiwane z kuzynką oraz Cesciem, czuła się dziwnie. Nie powinno jej to za bardzo zaskoczyć, jednak choć się tego spodziewała, nie potrafiła wyrzucić stresu i niepokoju o to co będzie następnego dnia, co się wydarzy, gdy stanie na wprost Anne.
    Teraz ma stanie na wprost niej dawno za sobą, co może być śmieszne, czuje się lepiej. Pewniej. To jej obecności, jej widoku obawiała się najbardziej. To ona po części spowodowała ten wyjazd. Nagłą, nieoczekiwaną i z perspektywy czasu zbyt pochopną ucieczkę.
    Jednak czasu nie da się cofnąć. Zniknęła na sześć lat i nigdy nie dowie się czy byłoby lepiej, gdyby jednak została i spróbowała poradzić sobie z tym bólem, mieszkając z jego sprawczynią pod jednym dachem.
    Kilka minut po jedenastej, dosłownie kilka chwil po tym jak wreszcie położyła się spać, zmuszając swój mózg do zaprzestania bezsensownego roztrzepywania spraw, krótki dźwięk wydobywający się znów spod poduszki, oznajmił o przyjściu wiadomości.
   
            Samantha twierdzi, że wyjeżdżając perfidnie zabrałaś jej kochane szczęście, zmuszając ją tym to ochoczego przybycia do słonecznej Hiszpanii. I życzy ci kolorowych snów, a ja pozwolę sobie zacytować: oparzenia słońcem w koszmarze nocy na plaży. Mówiłem, że z nią jest coś nie tak. Mówiłem... Kolorowych. ;*
~ Liam

    Uśmiechnęła się, mając przed oczami scenę pisania tej wiadomości i krótko potem zapadła w głęboki sen.

~*~

1 komentarz:

  1. Ale Ty świetnie wszystko opisujesz! ;o Ale Ci tego zazdroszczę. miała ciężko noc, al nie ma się co dziwić. Wspomnienia o dawnej miłości i cała ta sytuacja po prostu jest straszna. Natomiast pomysł ze spędzeniem sierpnia z przyjaciółmi w Barcelonie już mi się podoba ;3 Scena w kuchni świetna! Dobrze dziewczyna mu pojechała ;D Jednak zastanawia mnie co się między nimi takie wydarzyło. Widać miałam dobrego nosa co do Liama, bo to jej przyjaciel. Idę czytac dalej ;*

    OdpowiedzUsuń