.

.

środa, 18 lipca 2012

El número dos;


Cisza od zawsze była moim sprzymierzeńcem. Dawała poczucie samotności, które w niektórych momentach mojego życia było najlepszą możliwością. W tej chwili moim jedynym marzeniem jest przyjaciel leżący przy moim boku.

        Budzenie za pomocą promieni słonecznych było zdecydowanie najlepszym aspektem mojego powrotu do domu. Właśnie zaczynam czwarty dzień zbudzona przez żółtą kulę na niebie. Wczoraj cały czas siedziałam w biurze taty, pomagając mu jak dawniej. Mój idealny humor zawdzięczam nie tylko godzinom w towarzystwie kochanego rodziciela, aczkolwiek w dużym stopniu to właśnie tata go poprawił. Jednak składa się na to jeszcze jedna rzecz. Dostałam pracę! To jest - jestem na dobrej drodze, aby ją dostać, ponieważ znany i szanowany architekt Martin Montenegro skorzystał dla mnie ze swoich wszelkich kontaktów na owym polu i za dwa dni mam rozmowę w biurze znajomego znajomego dobrego przyjaciela taty. Taa... Przez noc stało się to jeszcze dziwniejsze. Co nie zmienia faktu, że dawno nie byłam niczym, aż tak bardzo podekscytowana.
    Schodząc na śniadanie, które z pewnością będę musiała sobie sama naszykować, nie zwróciłam uwagi ani na same drzwi w sobie, które prowadziły do pokoju Vivienne, ani na jej osobę otwierającą owe drzwi w momencie, gdy obok nich przechodziłam. Nawet ona nie była w stanie w dniu dzisiejszym wyprowadzić mnie z równowagi. Taki stan zdecydowanie mi się podoba. Chociaż fakt, że ma same plusy nie powinien nikogo dziwić. W końcu radość tak ma.
    - Rozumiem, że ten dobry humor to moja zasługa? - przywitał mnie jak zwykle radosny tatuś. Siedział przy kuchennym blacie, zajadając tosty z czymś przypominającym dżem. Obok talerza stał kubek z parującą, jak wskazywał na to zapach, kawą. Obliznęłam się na samą myśl o kubku tej pysznej cieczy, co oczywiście nie uszło jego uwadze. Roześmiał się i wysunął dla mnie stołek. Przysiadłam i zatopiłam usta w kawie.
    - Muszę cię zasmucić, tato – zaczęłam niby niepewnie ze wzrokiem wbitym w blat. - Jest inny powód.
    - Co może być lepszego od całego dnia spędzonego z ojcem? I to takim jak ja? - oburzył się.
    - Cały dzień spędzony z Villą!
    - Nadal utrzymujecie kontakt? - spytał zaskoczony moją odpowiedzią. Sama też się sobie dziwiłam, że to akurat on był tą osobą, która wiedziała wszystko co się działo w Kanadzie.
    - Martwi cię to?
    - Nie. Nie w tym rzecz. Dziwi mnie tylko, że ze wszystkich znajomych kontaktowałaś się z Davidem, a nie z Anne czy Cesciem. I tak kochanie, wiem, że ma to jakiś związek z tym co się stało przed twoim wyjazdem. Dlatego wszystko rzuciłaś i tak nagle chciałaś wyjechać. Nie zamierzam pytać, sama w końcu kiedyś mi o tym powiesz.
    - Muszę lecieć – mruknęłam tylko i wybiegłam na zewnątrz. Chyba przeceniłam własne możliwości.

Posiadam pewną dolegliwość
nie potrafię stawiać czoła przeszłości.
Ból wydaje się godnym przeciwnikiem,
kiedy nie staję z nim twarzą w twarz.

    Godzina ósma, a Villa w dni wolne nigdy nie wstaje przed dziewiątą. W ogóle fajnie by było  gdyby raczył wstawać przed jedenastą. Dlatego też miałam do wyboru dwie opcje. Chodzenie po mieście do czasu, aż nie zadzwoni i nie zakomunikuje mi uprzejmie, że mogę wpaść albo pójście do jego domu od razu i uprzejme obudzenie go wiadrem z wodą.
    Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Znalezienie klucza nigdy nie było problemem. Chował go albo w skrzynce na listy albo w gałęziach małego krzaczka, rosnącego obok schodów. Był w skrzynce.
    Po cichu przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Korytarz prezentował się tak samo jak zapamiętałam. Dalej również nic się nie zmieniło. Może poza tym, że w kuchni jak i reszcie domu panował większy bałagan. Teraz dokładnie widzę, że facet bez kobiety kompletnie nie daje sobie rady z najprostszymi obowiązkami. A David Villa jest idealnym przykładem takiego faceta.
    Rozejrzałam się po zagraconym salonie, skąd zniknęły wszelakie zdjęcia i rzeczy Pattie. Szczerze mu współczułam. Rozwód po ośmiu latach małżeństwa? Całe szczęście, że potrafili się rozwieść bez kłótni, w sposób jak najlepszy dla dziewczynek. Naprawdę żałuję, że wtedy mnie tu nie było. Mogłam wspierać zarówno Villę jak i jego byłą już żonę jedynie przez telefon czy internet. Choć nikomu nie ujdzie na uwadze, że z piłkarzem mam jednak nieco lepszy kontakt. Odkąd pamiętam był takim moim starszym bratem-kumplem. To pierwsze zdecydowanie częściej. Razem z Pattie zawsze śmiałyśmy się, że ćwiczy na mnie jak poskramiać zbuntowane nastolatki, żeby być przygotowanym na to ze swoimi córkami. Ze mną sobie marnie radził, więc naprawdę jestem ciekawa co to będzie z Zaidą i Ollalą. Swoją drogą dla nich lepiej, żeby pozostał w tej dziedzinie taki sam. Villa potrafi być straszny kiedy ktoś zadziera z kimś na kim mu zależy. Jest strasznie zaborczy w niektórych momentach. Nigdy nie zapomnę chwil, kiedy był pewien, że wie lepiej ode mnie co jest lepsze. Nasze kłótnie było słychać w połowie Barcelony.
    Wyszłam z powrotem na korytarz i wbiegłam po schodach. Na moje szczęście nie było na nich ani butów ani toreb treningowych. Często się o nie potykałam. Raz nawet skręciłam kostkę przez bałaganiarstwo El Guaje i ominęła mnie wycieczka szkolna. Potraficie sobie wyobrazić jak się wściekałam na niego? Cieszcie się, że was tam nie było. Sama się dziwię jak ten facet to przeżył. I że nie ma traumy...
    Wparowałam do sypialni, zastając tam zadziwiający dla tego domu porządek. Wszystko leżało na swoim miejscu, z wyjątkiem ubrań koło łóżka i ich właściciela na nim. Nie czułam się zbytnio śpiąca czy zmęczona, ale dla lepszego efektu postanowiłam rozłożyć się na  łóżku po prawej stronie przyjaciela i czekać aż się obudzi. Do jedenastej mam jeszcze ponad dwie godziny, więc nadal istnieje możliwość, że mi się znudzi i sprawię, że przestanie śnić o opalonych blondynkach u swego boku.

    Pół godziny bezczynnego leżenia mi wystarczy. Wyciągnęłam spod swojej głowy dwie poduszki i rzuciłam w Davida. Zero reakcji. Moje skakanie po łóżku i dwukrotne naskoczenie na jego nogę spotkało się z tym samym. Zrezygnowana zamknęłam się w łazience, przeszukałam całą w poszukiwaniu czegoś co nadałoby się na zastępcze wiaderko. Znalazłam jakąś miskę. Boję się myśleć skąd się tam wzięła. Chociaż znając Davida mogłam się spodziewać wszystkiego. Czasami o tym zapominam.
    Z miską wypełnioną zimną wodą wróciłam do pokoju i ustawiłam się dwa metry od łóżka w pozycji idealnej do szybkiej ucieczki. Oczywiście nie zapomniałam też o wcześniejszym otworzeniu drzwi, żeby się z nimi nie męczyć, gdy Villa będzie mnie już gonił z mordem w oczach.
    Jeden, dwa, trzy i... woda ląduje na głowie Davida!
    Dokładnie dwie sekundy minęły zanim otworzył oczy i zerwał się, strząsając z siebie tyle wody ile mógł.
    - Co do cholery?! - wrzasnął gdzieś w międzyczasie. Dopóki on stał w miejscu nie było sensu żebym cokolwiek robiła dlatego nie ruszyłam się ani o milimetr. W dłoniach nadal trzymałam zieloną miskę. - Heather? - mruknął zdziwiony, wycierając dłońmi wodę z twarzy. Jego mina była bezcenna. I naprawdę mogłabym w tamtej chwili umrzeć za ten widok. A przynajmniej zostać ranna. Na przykład skręcając sobie kostkę podczas szalonej ucieczki po schodach.
    - Spodziewałam się czegoś innego – wymamrotałam pod nosem, gdy po kolejnych dwudziestu sekundach nadal stał w miejscu. - Dobra, co jest?
    - A co ma być? Widzę moją przyjaciółkę, która miała przyjść po południu z pustą miską w dłoniach, podczas gdy ja jestem cały mokry.
    - Faktycznie się starzejesz.
    - Że co proszę?! Ja się nie starzeję, jasne? Ty nie wiesz, że wiek dodaje piłkarzom wszystkiego co najlepsze?
    - Szkoda, że nie dodaje rozumu – prychnęłam, rzucając miską w jego kierunku. Wyciągnął rękę i tak po prostu ją złapał. W jednej chwili wizja przedmiotu odbijającego się od jego brzucha rozmyła się w mojej głowie. Roześmiał się i odłożył ją na łóżko. Dalej stałam w tym samym miejscu.
    - Na serio chciałbym powiedzieć, że za tobą tęskniłem, słońce. Ale chyba rozumiesz, że nie było za czym.
    - Oczekujesz ode mnie słownego rewanżu? Czy tego, że zacznę w ciebie rzucać wszystkim co mi wpadnie w ręce?
    - Oczekuję, że się wreszcie porządnie przywitasz i mnie przytulisz – stwierdził, obejmując mnie. Odwzajemniłam z przyjemnością ten gest i złożyłam na  jego policzku całusa. Roześmiał się i na chwilę oderwał moje stopy od mięciutkiego dywanu. - Tak lepiej.
    - Wiadomo. Przytulasz MNIE.
    - Powinienem być na ciebie zły, wiesz?
    - Niby za co? Wybacz, ale jeśli masz na myśli wodę, to czas na gonienie mnie po całym domu już minął. Zdajesz sobie z tego sprawę prawda, kochany?
    - O to też mógłbym się wściekać, ale znaj moją dobroć. Czemu nic nie wiedziałem o tym, że wracasz? Hm?
    - To miała być niespodzianka. Poza tym podjęłam decyzję z dnia na dzień i sama nie byłam pewna czy ostatecznie wsiądę do tego samolotu czy nie... Wsiadłam i jestem!
    - Sprawa z Fabregasem nadal cię męczy?
    - Żartujesz sobie? Jakbyś się czuł gdyby Leo zrobił ci coś takiego?
    - Że niby miałby się przespać z Pattie? - krzyknął, aż podskakując w miejscu. Uśmiechnęłam się odsyłając na bok myśli na ten temat.
    - Widzisz? Męczyłoby się do końca życia.
    - I o jeden dzień dłużej – dodał. - Masz rację. W ogóle wybacz, że pytałem. Miałem nadzieję, że sprawa wygląda chociaż trochę lepiej.
    - No wiesz... Rozmawiałam z nim przez jakieś dwie minuty i zachowałam względny spokój. To znaczy nie rzuciłam się na niego z mordem w oczach. Z kochaną kuzynką też zamieniłam parę słów i efekt ten sam, więc sam wyciągnij sobie wnioski.
    - Skąd w tobie tyle ironii?
    - Uczę się od najlepszych – mruknęłam, szczerząc się. - A ty? Zauważyłam, że z dołu zniknęły wszystkie rzeczy Pattie.
    - Zabrała większość. Uprzedzając twoje pytanie o to jak sobie radzę odpowiem ci, że dobrze. Z każdym dniem o dziwo lepiej. A teraz proszę pozwól mi się ubrać i zjeść śniadanie.
    - Podoba mi się ten pomysł. Sama jeszcze nic nie jadłam.
    - Zejdę za pięć minut - zakomunikował i w przeciągu sekundy znalazł się już za drzwiami do łazienki.
    - Zawsze sądziłam, że korzystanie z żelu i innych produktów ulepszających twój wygląd, które bez wątpienia stosujesz zajmuje nieco więcej czasu - dodałam jeszcze i chwilę później zajmowałam się smażeniem jajek. Przyszedł dwie minuty później niż miał, ale z uśmiechem pominęłam ten fakt i z radością stwierdziłam, że wziął się za kawę.
    - Po śniadaniu muszę cię gdzieś zabrać.
    - Nie lubię kiedy jesteś tajemniczy, wiesz? Działasz mi wtedy na nerwy jeszcze bardziej. Co w sumie jest z teoretycznego punktu widzenia niemożliwe. Normalnie już i tak nieźle mnie wyprowadzasz z równowagi niemal cały czas będąc na granicy, więc...
    - Przestaniesz narzekać? - prychnął, podwędzając mi ostatniego tosta, który w dodatku znajdował się już na moim talerzu.
    - Ja wcale nie narzekam! A nawet gdybym to robiła to co? Według ciebie nie mam powodów?! Jedz i się udław, idioto.
    - Jaka zbulwersowana i groźna. Czekaj... Czy ja czasem nie miałem dla ciebie niespodzianki? Nie... Wątpię. Chyba mi się przyśniło.
    - Zabiję! - warknęłam. Zdecydowanie przejrzał moją reakcję i wybuchnął śmiechem. - Naprawdę cię nie znoszę. I gdyby mnie ktoś zapytał dlaczego tutaj przyszłam z własnej woli, dodajmy, musiałabym mu przyznać rację, że coś jest ze mną nie tak.
    - Skąd wiesz, że by tak zasugerował? Nie każdy zna cię, aż tak dobrze. Takie rzeczy na temat Heather Montenegro wiedzą tylko najbliżsi.
    - A ja nadal nie rozumiem co ty robisz w tym gronie.
    - Świetnie się bawię! Mówię poważnie. Jeśli mnie zabijesz nie tylko kraj wiele straci, jestem dumą Hiszpanii - mówił, równocześnie bijąc się w pierś. Nie dałam rady. Wybaczcie, ale poległam na całej linii. Jestem pewna, że mój śmiech bardzo go usatysfakcjonował, jednak mimo to kontynuował swoją wypowiedź dalej. Niech zgadnę? Żeby zrobić mi na złość? - Poza tym kobieca część kraju, co ja mówię! Kobieca część świata bardzo by na tym ucierpiała... Zdecydowanie tak! I jeszcze jedno. Mniej ważne, ale zawsze dobry przykład. No wiesz. Twoja niespodzianka. Zmarnuje się, a ja naprawdę lubię uszczęśliwiać biedne dzieci.
    - Chyba chciałeś powiedzieć, że lubisz małe dziewczynki i niekoniecznie tylko uszczęśliwiać, nie? I w ogóle jaka kobieca część? Ciebie aż tak bardzo po... zresztą nie ważne, że już wymyślasz swoje własne zwroty?
    - Nie moje zwroty, tylko mojej córki.
    - O, jeszcze lepiej. Genialne udowodnienie wiadomości, że twój mózg znajduje się na poziomie pomiędzy czwartym a szóstym rokiem życia.
    - Anne ma nowe hobby? - spytał ni stąd ni zowąd, po kilkuminutowej ciszy, podczas której sprzątaliśmy po śniadaniu.
    - Słucham?
    - Wściekłe pszczoły. Wyglądasz tak jakby jedna z nich cię ugryzła - wyjaśnił, a ja naprawę chciałam się roześmiać.
    - Jeśli ona jest jedną z nich to owszem - przyznałam, czując na sobie jego coraz bardziej krępujący wzrok. - Przestań się tak patrzeć! Nic nie poradzę na to, że tak się dzieje. Od przyjazdu widziałam ją dwukrotnie. Za drugim razem nazwałam ją dziwką.
    - Auć. Nieźle - wykrzyknął nie wiadomo czym uradowany.
    - To nie jest śmieszne, Villa!
    - No to wprowadź się tutaj - rzucił, szukając kluczy w szufladzie komody w salonie. - Od czasu rozwodu jest tu strasznie dużo miejsca. Czasem jak wracam po treningu zastanawiam się nad sprzedaniem tego wielkiego, pięknego domku i kupieniu kawalerki w centrum miasta. Przydałoby mi się twoje towarzystwo. Poważnie - mówił cały czas się do mnie uśmiechając. Jeszcze jedno słowo z jego ust wykrzywionych w tym czymś, a zaczęłabym krzyczeć. Poważnie!
    - Kawalerka? Mogę umrzeć spełniona.
    - Co? Co w tym takiego dziwnego?
    - Na przykład to, że powiedział to właśnie David Villa! Nie mógłbyś zamieszkać w ciasnej klitce z jednym pokojem, kuchnią i łazienką. To do ciebie zupełnie nie pasuje. Nie mów mi, że tego nie ogarniasz!
    - Znowu masz słowotok czy co? Zwariuję z tobą kiedyś.
    - Lekarz z pewnością by ci powiedział, że już zwariowałeś, a więc nie masz się czego obawiać. Wyluzuj i żyj.
    - A wyglądam jakbym umarł? Hm?
    - Tak. Zdecydowanie jakbyś umarł. Dlatego natychmiast potrzebujemy długiego spaceru uliczkami naszej kochanej Barcelony, prawda? Powiedz, że tak.
    - Tak?
    - Dziękuję. Znalazłeś te klucze w końcu? Czy może zamierzać mi coś zrobić, rzucić się w ucieczkę tylko po to, żebym goniąc ciebie zatrzasnęła drzwi z całej siły, tak abyśmy ich nie potrzebowali?
    - Wiesz? To jest całkiem dobry pomysł. Co chcesz, żebym ci zrobił?
    - Zabrał swoją dupę na spacer ze mną! Nie znoszę cię, Villa!
    - Pewnie... W dziwny sposób wyrażasz miłość - zaśmiał się. - I wcale nie szukałem kluczy.
    - A niby czego? Szczęścia? Czy może nowej panny Villa?
    - Jak już to pani Villa i nie. Ale to część niespodzianki, więc teraz to ja cię proszę o zabranie swojej dupy i podążenie do drzwi.
    - Ouch! Poćwiartuję i wrzucę do morza. Albo nie. Wydłubię oczy i dam psom na śniadanie. A dla reszty parszywego ciała coś jeszcze wymyślę.
    - Aj, nawet nie wiesz jak tęskniłem za tobą dziecinko - mamrotał wprost do mojego ucha, co całkowicie pochłonęło moją uwagę, w efekcie czego o tym, że mnie niesie na rękach skapnęłam się dopiero na chodniku. Chyba nie muszę wspominać, że znajdujący się kilkanaście metrów dalej i czekający na okazję paparazzi od razu wziął się do roboty? Jeśli dobrze liczyłam pstryknął ich co najmniej dziesięć. No, panie Villa. Jak tu cię kochać?

    Opowiadając o moich relacjach z Davidem nie wspomniałam o tym, że uwielbiam włóczyć się z nim starymi uliczkami. Sceneria takich miejsc dopasowuje się idealnie do każdej sytuacji. Idealne miejsce na długie, szczere rozmowy o życiu, których naprawdę nam nie brakowało. Miłość też była częstym tematem. Ale poza tym dużo żartowaliśmy i w takich sytuacjach barcelońskie uliczki ukazywały radość jaką zgromadziły w sobie przez wszystkie lata. A tych było naprawdę dużo.
    Tutaj w Hiszpanii El Guaje jest jedyną osobą, która zna powód mojego wyjazdu. Rzecz jasna, że nie wliczam w to wściekłej pszczoły i Fabregasa. Czy doczekam się kiedyś chwili, w której nie będzie zaprzątał mego umysłu?
    - Czy mi się wydaje czy posmutniałaś?
    - Jak zwykle widzisz za dużo - odparłam wymijająco, licząc na to, że nie będzie ciągnąc dalej tego tematu. Jednak cisza pomiędzy nami trwała już dobre piętnaście minut, więc jasne jest, że się przeliczyłam.
    - W stosunku do innych? Owszem. A wiesz dlaczego? Bo cię znam. Wiem o tobie wszystko, a już na pewno nie ukryjesz przede mną swoich emocji.
    - Wiem. Dlatego w trudnych chwilach zawsze potrzebowałam rozmowy z tobą. Nie powtarzałeś mi jak wszyscy, że wszystko się ułoży. Nie opowiadałeś mi do znudzenia bajek o szczęśliwym zakończeniu, które mnie czeka. Ty po prostu stałeś obok i milczałeś, gdy ja musiałam się wygadać albo wykrzyczeć. I zawsze, nie ważne od sytuacji wiedziałeś co czuję.
    - To jak? Powiesz mi co czujesz czy ja mam to zrobić za ciebie?
    - Bezsilność, strach, ból, smutek, chęć rzucania wszystkim, chęć krzyczenia i rzucenia się z tym krzykiem na... nie ważne. Dajmy temu spokój.
    - Nie! Nie da się czegoś nauczyć wcześniej dużo o tym nie czytając. Nie dasz rady rozwiązać problemu nie rozmawiając o tym.
    - Nie rozumiesz jak bardzo boli samo myślenie.
    - I dlatego musisz o tym mówić. Przeciwstawić się bólowi. Moja przyjaciółka, Heather którą znam zrobiłaby wszystko, aby posłać ten ból do diabła. A ty co z nim zrobisz? Zaprzyjaźnisz się?
    - Dobrze wiesz, że nie. Nie jestem gotowa na to, aby chodzić i rozpowiadać o tym, że moja przyjaciółka... Że Anne zdradziła mnie z Fabregasem! Tak trudno to pojąć?
    - Myślisz, że kiedykolwiek będziesz gotowa? Na tym polega problem, Heather. Nigdy nie ma odpowiednich momentów. Albo zrobisz coś od razu albo zawsze będziesz się z tym męczyć.
    - Możesz przestać gadać i mnie przytulić?
    Zrobił to po chwili uważnego obserwowania mojej twarzy. Dałam radę. Nie rozpłakałam się i na serio możecie być ze mnie dumni. Wiem, że ten facet, co jest naprawdę zadziwiające, ma rację. Ale nic nie jestem w stanie w tej chwili poradzić na to, że nie dam sobie rady z opowiadaniem o tym.
    Nathan, Liam i Samantha dowiedzieli się nie ode mnie, a ze swoich własnych diagnoz. Jeden przypuszczał to, drugi tamto. Aż w pewnym momencie zgadli, a ja jedynie skinęłam głową i na tym właściwie stanęło. Więcej o tym nie rozmawialiśmy, a mi taka opcja odpowiada. Villa jest jedyną osobą, z którą potrafię o tym rozmawiać i na chwilę obecną nie mam zamiaru tego zmieniać, wbrew temu wszystkiemu co on mówi. Rozumiem to i akceptuję. Kiedyś wezmę to bardziej poważnie, ale nie teraz.

Zawsze wiedziałam,
że twoje ramiona mają specjalne właściwości.
Odejmują ból i uspokajają myśli.

~*~

7 komentarzy:

  1. Widzę, że i Ty przeniosłaś się na blogspot... Mądra decyzja, Onet jest nie do zniesienia.
    Rozdział długi, ale jak zwykle świetny.
    Muszę przyznać, że wyjątkowo dobrze mi się czyta o Twoim Davidzie. Jest super przyjacielem. Tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieć takiego przyjaciela jak Villa to naprawdę wielki skarb! :) Najwyraźniej tylko on rozumie Heather i tylko jemu dziewczyna może powierzyć swoje sekrety czy też porozmawiać o tym, co ją boli. A jak wiemy najbardziej cierpi z powodu ogromnej zdrady przyjaciółki i Fabregasa -.- Mam nadzieję, że z pomocą bliskich uda jej się przezwyciężyć to cierpienie. Czekam na rozdział kolejny :) I przepraszam, że tak późno komentuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, wybacz, że tyle zajęło mi dotarcie tutaj, ale musiałam sobie odświeżyć pamięć i czytałam wszystko od prologu :D Ajj widać tą przyjaźń między Davidem a Heather na kilometry! Są przezabawni w tych swoich sprzeczkach :D Dobrze, że dziewczyna ma kogoś takiego jak Villa, przynajmniej ma w kimś oparcie. Jak Anne i Fabregas mogli jej zrobić coś takiego? Co z nich za przyjaciele etc... Przynajmniej dowiedziała się komu może ufać, a komu lepiej nie. Fragment z budzeniem chłopaka powala haha. Jezu, ja bym ją zabiła na miejscu, a nie jak on opanowanie full wypas xD Ciekawe czy H. skorzysta z jego propozycji i się do niego wprowadzi :D Trzy razy tak, dziękujemy! ;D
    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny razy tysiąc i czekam na kolejny! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że dodałam Twój blog do linków na moim nowym opowiadaniu :) Pozdrawiam! {dotknac-nieba}

      Usuń
  4. Serdecznie zapraszam na www.smak-uczucia.blog.onet.pl, gdzie pojawił się nowy rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania ; )
    Przeczytałam rozdział, ale skomentuję króciutko bo teraz nie mam czasu ;/ przepraszam. Bardzo mi się podoba, jak zawsze. Masz wielki talent ;D Troszkę rozczarowała mnie Anne i Fabregas ;/ A to wysypywanie fusów, świetne. czekam na info o nowym ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym mieć takiego przyjaciela jak David. Widać, że on ją rozumie doskonale. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz w dwóch stylach czy się mylę? Dobrze, Heather że dostała pracę. Nie będzie musiała cały czas siedzieć w domu. Sama chciałabym mieć Davida za przyjaciela! Ahhh! Ale jej zazdroszczę ;D W świetny sposób go obudziła. Ma dziewczyna pomysły ;p No i wszystko jasne dlaczego Heather jest taka dla Fàbregasa. Nie dziwię się! To świnia!

    OdpowiedzUsuń